Ministerstwo Infrastruktury nie ustaje w wymyślaniu nowych zasad dla świeżo upieczonych kierowców. Ledwie okazało się, że zielony listek na szybie i okres próbny dla początkujących nie wejdą w życie, a już wystrzeliło z projektami, by młodzi kierowcy mogli uczyć się pod okiem rodziców i musieli przejść dodatkowe, płatne szkolenia.
Już 4 czerwca w życie miały wejść nowe, dość ostre przepisy dotyczące młodych stażem kierowców – donosi RP.pl. Zapowiedziano tzw. okres próbny, czyli poruszanie się z obowiązkowym zielonym listkiem na tylnej szybie i wolniejszą jazdę (maks. 50 km/h w terenie zabudowanym, bez względu na rodzaj drogi, 80 km/h poza miastem i 100 km/h na autostradach).
Na dodatek dwa drogowe przewinienia oznaczałyby wydłużenie tego okresu próbnego z ośmiu miesięcy do dwóch lat. Nowi kierowcy musieliby też przejść dodatkowe (i płatne) szkolenia w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego.
Te zapowiedzi zmian nastraszyły przyszłych kierowców i mnóstwo z nich ruszyło do autoszkół, by jak najprędzej podejść od egzaminu i nie mieć okresu próbnego. Doszło do tego, że szkoły nauki jazdy przeżyły oblężenie i od razu stało się jasne, że większość nowych kursantów nie zdąży podejść do egzaminu przed magiczną datą – 4 czerwca 2018 roku.
Zmiany nie mają jednak szansy wejścia w życie, więc nowi kierowcy mogą nieco odetchnąć. Wszystko przez CEPiK 2.0.
Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców
Nowa baza danych miała działać od 4 czerwca i obejmować wszystko, co związane jest z ruchem drogowym – od kierowców i pojazdów, po lekarzy z uprawnieniami do wydawania zaświadczeń, egzaminatorów, szkoły jazdy.
Za rządów PiS termin oddania do użytku nowego CEPiK-u był przekładany dwukrotnie, teraz został odłożony niemal na "święte nigdy". Resort cyfryzacji twierdzi jedynie, że stanie się to przed końcem 2019 roku. Podziwu godna precyzja.
Tymczasem bez bazy danych o kierowcach nie ma szans na nakładanie na nich jakichkolwiek obowiązków. Nikt nie sprawdzi, czy przeszli szkolenia i jakie oraz czy mogą sobie pozwolić na określone zachowania.
Ministerstwo Infrastruktury nie zamierza się jednak poddać i zapowiedziało wprowadzenie dość istotnych zmian w systemie szkolenia kierowców. I znowu ma być drożej. Minister chce w drodze rozporządzenia nałożyć na kierowców obowiązek dodatkowych szkoleń. Byłaby to teoria i praktyka. W pierwszej części przez dwie godziny przeszliby kurs dotyczący bezpieczeństwa jazdy, łącznie z pokazem zdjęć z wypadków drogowych.
To od jakiegoś czasu ulubiony element niektórych szkoleniowców. Do tej pory tego typu prezentacje pokazywano jednak podczas kursu reedukacyjnego, kierowcom, którzy stracili prawko za punkty bądź alkohol. Nowi kierowcy musieliby też przejść szkolenie praktyczne, objęłoby ono m.in. jazdę po płycie poślizgowej.
Dodatkowe szkolenia
Pytani przez nas instruktorzy nauki jazdy twierdzą, że pomysł jest z kilku powodów nierealny i chybiony.
– W sumie jestem trochę tym zaskoczony. Nowe przepisy, które miały wejść w życie 4 czerwca, nie wejdą, bo nie działa CEPiK 2.0. Tylko że to, co teraz proponują, też wymaga działającego CEPiK-u! I koło się zamyka, nie wiemy jeszcze, czy to jest mydlenie oczu, czy wprowadzanie jakichś zasad, których przestrzegania nikt nie sprawdzi – mówi nam szef jednej z warszawskich szkół jazdy.
Dodaje, że o ile z przeprowadzeniem kursu teoretycznego WORD-y mogą sobie poradzić bez większych problemów, o tyle z praktyką będzie problem.
– Do tego typu szkoleń są przygotowane szkoły doskonalenia techniki jazdy. Mają wyposażenie, instruktorów, doświadczenie. WORD-y egzaminują a nie szkolą, więc po prostu się do tego nie nadają. Nie mają doświadczenia, skupiali się zawsze na czymś innym. I mówię to bez złośliwości, po prostu nie takie jest ich zadanie – dodaje.
Twierdzi też, że godzina szkolenia na płycie poślizgowej zawsze jest więcej warta, niż jej brak, ale w tak krótkim czasie trudno się czegoś nauczyć. Cały taki kurs doszkalający ma kosztować 300 złotych.
Mama zamiast instruktora
Nie zostawia też suchej nitki na innym pomyśle ministerstwa. Urzędnicy wymyślili, by kierowca jeszcze przed zdaniem egzaminu mógł jeździć z bliskim członkiem rodziny jako pasażerem. W praktyce można byłoby po zakończeniu kursów jeździć jako kierowca z matką, ojcem albo opiekunem prawnym, posiadającym prawo jazdy od minimum pięciu lat.
– Powiedzmy sobie uczciwie, przeciętny kierowca, niezależnie od stażu za kółkiem, nie ma żadnych zdolności do szkolenia. Nie wskaże błędów, nie zna na wyrywki przepisów. To, że ktoś nie miał wypadku od 20 lat, nie znaczy, że musi być dobrym kierowcą, na dodatek szkolącym innych – dodaje szef szkoły jazdy.
Podobnego zdania jest Filip Grega z Fundacji SOS Odpowiedzialne Szkoły Jazdy, cytowany przez Dziennik.pl. – Nie wydaje mi się to dobrym kierunkiem. Biorąc pod uwagę umiejętności kierowców, dominujący styl jazdy i liczbę wypadków na polskich drogach, nie sądzę, by osoba z pięcioletnim doświadczeniem miała odpowiednie kompetencje do udzielania wskazówek przyszłemu kierowcy – uważa.
Nie wiadomo, jak się skończy całe to zamieszanie z prawami jazdy. Pewne jest jedynie to, że kierowcy po kursie i egzaminie niezbyt dobrze dają sobie radę na drogach. Grupa kierujących w wieku od 18 do 24 lat odpowiada za ponad 20 proc. wszystkich wypadków drogowych w Polsce.