Co zostanie Rosjanom po mistrzostwach świata? Ogromne obiekty, z których część będzie nadawała się co najwyżej do wyburzenia. A sporą część wydatków Putina na mundial stanowią właśnie pieniądze przeznaczone na infrastrukturę sportową. W porównaniu z naszym wschodnim sąsiadem Polska, mimo wszystkich narzekań towarzyszących Euro 2012, może robić za wzór cnót.
Gdy w 2012 roku Polska organizowała mistrzostwa Europy podnosiło się wiele głosów krytyki. Po co budować te wielkie stadiony skoro można pieniądze przeznaczyć na... tu można pewnie wpisać całą listę celów, w 2012 roku w modzie było akurat narzekanie na brak przedszkoli.
Euro w Polsce
To nie była jednak do końca prawda. Jak policzyła Erste Group Research, z 30 mld złotych wydanych na Euro, tylko 10 proc. poszło na infrastrukturę sportową. Za resztę udało nam się wybudować nowe drogi, rozbudować lotniska i wyremontować dworce kolejowe.
Polskie stadiony
Na same stadiony też zresztą głupio jakoś narzekać. PGE Stadion Narodowy być może nieco przesadza, pisząc o swoich sukcesach finansowych, prawdą jest jednak to, że wbrew wcześniejszym obawom nie musimy do niego dokładać. Pozostałe obiekty we Wrocławiu, Gdańsku i Poznaniu nie wypełniają się być może podczas spotkań ligowych w całości (a nawet sporo im do tego brakuje), ale ze średnią widzów na poziomie 10 tys. (Wrocław) czy 20 tys. widzów (Poznań) trudno zaklasyfikować je do tzw. białych słoni, czyli bezużytecznych inwestycji, które po wybudowaniu stoją całkowicie opustoszałe.
Zupełnie inaczej rysuje się „efekt mistrzostw” w Rosji. Nasi wschodni sąsiedzi wydali na organizację mundialu astronomiczne pieniądze. Co więcej, jak wynika z wyliczeń analityków Nordei, aż 30 proc. wydatków poszło na stadiony i obiekty treningowe dla piłkarzy (4 mld dolarów).
Brazylijskie analogie
W Brazylii 4 lata temu było dokładnie tak samo. Wystarczy przypomnieć, że gospodarze mistrzostw w 2014 roku zbudowali sobie stadion o szumnej nazwie Arena Amazônia. Powstał on w sercu amazońskiej puszczy, ale że w promieniu kilkuset kilometrów nie ma żadnej dużej drużyny piłkarskiej, dziś stoi całkowicie pusty.
Podobne są również koszty. W 2014 roku gospodarze wydali 12 mld dolarów, choć wcześniej RPA zdołało zamknąć budżet w niecałych 4 mld. Putin natomiast nie oszczędza – całość ma pochłonąć rekordowe 13 mld dolarów (ponad 47 mld złotych).
Co z tego zostanie? W kwestii stadionów – raczej niewiele. Rosyjski ekonomista Władysław Inoziemcew przyznał w rozmowie z „Kulturą Liberalną”, że obiekty w Kaliningradzie (zbudowany na bagnach – aktualnie się zapada), Sarańsku i Niżnym Nowogrodzie „są już stracone”. A to 1/4 obiektów wyszykowanych na mundial 2018.
A to przecież nie wszystko. Inoziemcew zauważył, że Rosja zobowiązała się przed FIFĄ do budowy sześciopasmowej autostrady między Moskwą i Petersburgiem i kolei szybkich prędkości na trasie Moskwa-Kazań. Żadna z tych inwestycji nie została do tej pory zrealizowana. – Największe pieniądze zarobiły firmy budowlane, których właściciele są bliskimi przyjaciółmi Putina – dorzucił ekonomista.
Efekt gospodarczy mundialu
Może jednak zyska na tym przynajmniej cała gospodarka? Efekty poznamy dopiero za kilka lat, eksperci są jednak sceptyczni. Rosyjska prasa cytuje wiceprezes agencji Moody's Kristin Lindow, która stwierdziła, że bodźce ekonomiczne związane z organizacją mistrzostw nikną na tle całej gospodarki. Agencja zauważyła zresztą, że branże, które tradycyjnie zyskują na mundialu, czyli hotelarstwo i gastronomia, nie pełnią w miastach-organizatorach zbyt ważnej funkcji.
Sytuacja gospodarcza Rosji i tak nie jest łatwa. Kraj niedawno wyszedł z recesji, liczba osób żyjących w ubóstwie zwiększyła się w ciągu 4 lat o prawie 5 mln, średnie wynagrodzenie spadło w tym czasie z 867 do 553 dolarów. Naszych sąsiadów może więc czekać po mistrzostwach ciężki kac.