Bareja by tego nie wymyślił. Grupka dwudziestokilkuletnich młokosów, co jeszcze mają mleko pod nosem, kontra doświadczony, wpływowy deweloper i miliarder. Im udało pokrzyżować się jego plany dochodowej inwestycji, on pozwał ich do sądu. Dopiero teraz, po trzech latach stresującego procesu karnego, młodym aktywistom udało się udowodnić swoją niewinność. Z perspektywy czasu Karol Perkowski, jeden z uczestników happeningu, który obraził przedsiębiorcę, twierdzi, że cały proces miał być prztyczkiem w nos. Miał pokazać "dzieciakom", żeby nie zadzierać z miliarderem. Nie udało się - działacze nadal mają w sobie ducha walki i zamierzają bronić swojego miasta.
Zakończył się 3-letni proces karny o zniesławienie wytoczony wam przez miliardera Zbigniewa Jakubasa. Jak to wszystko się zaczęło?
Był rok 2015. Miasto wyjęło z kapelusza temat budowy mostu Krasińskiego. Z naszego punktu widzenia to wyglądało na przeskalowaną inwestycję - ten most miał być ogromny, miał mieć kilka pasów ruchu i kosztować miasto 700 mln zł.
Niemało.
Nie chcieliśmy wykluczyć budowy tego mostu, tylko porozmawiać nad jego kształtem. Pragnęliśmy, żeby władze miasta zwróciły się do mieszkańców - czy oni tego mostu chcą, czy też go nie chcą. Namawialiśmy, żeby były konsultacje społeczne i by dopiero wtedy wypracować jakiś projekt do realizacji. Ale stało się odwrotnie.
Mieszkańcy nie chcieli, by ten most postawić?
Miasto zdecydowało, że tym mostem połączy Żoliborz, lecz Żoliborz tego mostu nie chciał. Mieszkańcy oddolnie protestowali - organizowali strajki, pikiety, rozdawali ulotki przeciwko tej inwestycji. Tak samo zachowała się rada dzielnicy Żoliborza i to jednogłośnie. Podawano argumenty, że to wtłoczy ruch do zabytkowej części dzielnicy, że charakter tej dzielnicy zmieni się nie do poznania i stanie się ona dzielnicą tranzytową, zawaloną przez samochody.
To skąd tu się wziął Zbigniew Jakubas?
To jest bardzo ciekawe. Z drugiej strony Wisły most ten miał prowadzić na tereny Żerania. A firma pana Jakubasa skupiła grunty na Żeraniu i w planach miało tam powstać osiedle deweloperskie oraz galeria handlowa. Miasto sprzedało te grunty panu Jakubasowi, a potem zmieniało studium zagospodarowania przestrzennego, które pozwoliło mu na rozpoczęcie tej inwestycji.
Brzmi to podejrzanie.
Z jednej strony mieliśmy Żoliborz, który mostu nie chciał, a z drugiej strony były nadwiślańskie knieje. Pustą przestrzeń, gdzie dopiero miało powstać osiedle pana Jakubasa. Miasto planowało zbudować tam most, co znacząco skróciłoby dojazd do centrum mieszkańcom tego nowego osiedla.
Kto by na tym najbardziej skorzystał?
Moim zdaniem mógł skorzystać deweloper! Dzięki mostowi Krasińskiego mógłby lepiej reklamować swoje osiedle. Dodatkowo ceny tych mieszkań mogły znacząco wzrosnąć, gdyby Żerań był lepiej skomunikowany z centrum Warszawy. Reasumując wyglądało to podejrzanie.
I wtedy wkroczyliście wy, a waszą akcję Zbigniew Jakubas potraktował na tyle osobiście, że zdecydował się was pozwać.
Zorganizowaliśmy w radzie Żoliborz happening nawiązujący do misia Barei. Akcja polegała na tym, że do działacza przebranego za misia podchodzili ludzie i dawali mu banknoty 500 złotowe, na których był wiceprezydent Wojciechowicz, który odpowiadał wówczas za inwestycje w ratuszu. Ideą protestu było ukazanie, że miasto dokłada się do inwestycji, która niekoniecznie przysłuży się mieszkańcom, a która może przysłużyć się deweloperowi. Nie chcieliśmy nikogo obrazić.
A jednak. Zbigniew Jakubas wytoczył wam proces o zniesławienie.
Co więcej, nie pozwał nas w procesie cywilnym, ale wytoczył proces karny. To jest art. 212 kodeksu karnego i groziła nam nawet kara roku więzienia. Nie mogę mówić o szczegółach samego procesu, bo o ile postępowanie cywilne jest jawne i każdy może na nie wejść, o tyle procedura karna dzieje się za zamkniętymi drzwiami.
Jak się czułeś, kiedy przyszło pismo z wezwaniem do sądu?
Byłem w szoku, bo nawet nie znałem tego pana i nagle dostaję list z sądu, że go zniesławiłem. Miałem 100 procentową świadomość, że jestem niewinny, że działaliśmy w interesie publicznym, ale z drugiej strony nie pozwał nas byle kto. To był pan miliarder, który zatrudnił bardzo drogą kancelarię. Reprezentował go cały sztab prawników.
Czemu deweloper pozwał akurat waszą piątkę?
To jest właśnie najśmieszniejsze. W tym proteście brało udział 20-30 osób, nawet fotografował się z nami burmistrz Żoliborza, kiedy wręczał temu misiowi banknot. A pan Jakubas, nie wiedzieć czemu, wybrał sobie losowo 5 osób - oprócz mnie Jana Śpiewaka, Weronikę Grzebalską, Jacka Grzeszaka oraz Piotra Micułe i nas pozwał. To było kuriozum.
Sprawa wpłynęła w jakiś sposób na twoje życie prywatne i zawodowe?
Oczywiście. Po pierwsze, żeby pojechać do sądu, musiałem brać wolne w pracy. Druga sprawa jest taka, że dosyć ciężko mówić pracodawcy: „Proszę pana, muszę jechać, bo mam sprawę karną.” Dopóki wyrok nie zapadnie, ludzie różnie reagują. Jeśli chodzi o życie prywatne to rodzina się stresuje, dziewczyna się stresuje, ja sam się bardzo stresuję.
To musiał być dla was bardzo trudny czas.
Taki wyrok karny to jest złamanie kręgosłupa społecznego. Jestem teraz studentem prawa, w przyszłości chcę zrobić aplikację. Wykonując zawód adwokata muszę mieć nieposzlakowaną opinię. Gdybym miał wyrok karny na karku, to by bardzo potężnie rzutowało na moje życie. Tym bardziej byłem przerażony.
Jakie masz odczucia względem całej sytuacji?
Osobiście myślę, że mogła to być próba zastraszenia. Bo jak to wytłumaczyć, że on sobie wybiera 5 osób z 20, nie burmistrza, a samych 20 parolatków, zamiast procesu cywilnego wytacza proces karny?
A Zbigniew Jakubas? Jakie wywarł na tobie wrażenie?
Nie znam człowieka, nie mnie oceniać. Fakt, że zdecydował się na ścieżkę sądową w stosunku do losowych osób sprawia, że nie mam o nim najlepszego zdania. Na to właśnie cierpią polskie elity - można je chwalić, ale jak już powiesz coś niemiłego i to nawet nie wprost - bo przecież krytykowaliśmy inwestycję ratusza, a nie jego samego, to próbują cię zniszczyć. Zamiast porozmawiać, spróbować coś wyjaśnić, od razu wezwał nas na drogę sądową.
Jak poradziliście sobie z "bardzo drogą kancelarią"?
Mieliśmy świetnego prawnika, który działał pro bono. To Szymon Studziński z kancelarii KNS Legals i to jest facet, który pomaga nam, bo wierzy, że robimy dobrą robotę i że nie powinno się pozywać takich ludzi jak my. To nie był prawnik z urzędu, to był człowiek, który obserwował nasze działania i zaproponował, że pro bono może nam pomagać. Po stronie p. Jakubasa przewijało się mnóstwo prawników, a Szymon był sam, od początku do końca. W dużej mierze dzięki niemu wyrok jest taki, a nie inny.
Proces karny ciągnący się przez lata, ogromny stres, realne widmo więzienia. Wszystko przez happening z misiem. Czy dziś, z perspektywy czasu, żałujesz, że wziąłeś w tym udział?
Absolutnie nie. Dzięki naszej akcji miasto wycofało się z tej przeskalowanej inwestycji i przesunęło pieniądze na dokończenie II linii metra i budowę lokalnych dróg po prawej stronie Wisły. Myślę, że posłużyliśmy się Warszawie, dlatego mimo procesu myślę, że było warto.