To szeroko zakrojona akcja, w której udział bierze kilka państwowych urzędów. Wszyscy szukają w Polsce pracowników z Korei Północnej. Po ich namierzeniu wojewodowie wycofują zezwolenia na czasowy pobyt i wyrzucają z kraju.
Według informacji „Dziennika Gazety Prawnej”, na początku lipca przed wojewodami w I instancji administracyjnej toczyło się 137 postępowań. Wcześniej wydano 112 decyzji o cofnięciu zezwoleń, 55 kolejnych natomiast umorzono ze względu na to, że ważność zezwolenia upłynęła już wcześniej. Kontrole prowadzone są przez Główny Inspektorat Pracy, Straż Graniczną i Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Akcja wymierzona jest jednak nie tyle w pracowników z Korei Północnej, co w totalitarny rząd tego państwa. W grudniu 2017 roku ONZ nałożyła na KRLD sankcje – członkowie dostali dwa lata na wydalenie wszystkim obywateli Korei Północnej. Polski rząd nowych pozwoleń nie wydaje już od sierpnia 2017 roku, teraz zaczął natomiast cofać te, przyznane wcześniej.
Zatrudnianie pracowników z Korei Północnej od lat krytykowane jest przez polską opinię publiczną. Według danych European Alliance for Human Rights in North Korea, mężczyźni wynajęci do pracy w porozumieniu z koreańskim rządem dostają od polskich firm około 310 zł miesięcznie za 12 godzin pracy dziennie. Dzieje się tak, ponieważ gros ich zarobków zabiera rząd.
Koreańczycy spotykani są zazwyczaj na budowach - dwa lata temu głośno było o ich obecności w Miasteczku Wilanów. Warunki ich pracy nie są jednak w 100 proc. znane - obywatele KRLD boją się rozmawiać z Polakami w obawie o represje ze strony reżimu Kim Dzong Una.