Odwołanie rezerwacji kosztuje – nawet około jednej czwartej zaplanowanych kosztów pobytu. Mimo to, lepiej ją odwołać niż przez cały urlop nie móc zamoczyć stopy w wodzie – z takiego założenia wychodzą urlopowicze, którzy planowali wakacje nad Bałtykiem. Dla tamtejszych biznesów to lato może się okazać najgorsze od lat.
Pogoda nad Bałtykiem nigdy nie należała do przewidywalnych, ani wyjątkowo przyjaznych. Ale odkąd tydzień temu u polskich wybrzeży pojawiły się sinice (cyjanobakterie) nad wodą zrobiło się pusto i nieprzyjemnie. Odegna je tylko załamanie pogody. Tymczasem kolejne zamknięte kąpieliska, w szczególności w popularnych miejscowościach, oznaczają jedno: zmarnowany urlop.
– Nasi goście dzwonią zdenerwowani i pytają o sytuację na plażach – cytuje dziennik „Rzeczpospolita” rozmówcę z jednego z pensjonatów z Jastarni. – Delikatnie badają, czy mogliby zrezygnować z rezerwacji – dodaje.
Sytuacja polskich kurortów
Zrezygnować można zawsze – i zawsze będzie to oznaczać utratę zadatków, które tradycyjnie wynoszą około 28 proc. ostatecznej ceny pobytu. To koszt, na który polscy wczasowicze godzą się jednak z wielkim trudem. – Stąd liczba odwołanych rezerwacji nie jest na razie tak wielka – podkreśla Grzegorz Kołodziej z serwisu Nocleg.pl. Co nie oznacza, że nadbałtycki biznes wyjdzie z tego kryzysu obronną ręką.
Dlaczego? Po pierwsze, ze względu na straty poniesione wskutek odwołanych rezerwacji – pozostałe ok. 72 proc. ceny to bezpowrotnie utracone dochody tamtejszych pensjonatów i hoteli, idące w setki tysięcy złotych w najpopularniejszych i najdroższych miejscowościach, jak np. Sopot, Łeba, Jastarnia.
Po drugie, odwrót od Bałtyku odbija się w też w szybko rosnącym zainteresowaniu ofertami last minute w biurach podróży: Bułgaria, Turcja czy Egipt są dostępne w cenie porównywalnej do wakacji nad Bałtykiem – i najwyraźniej przechwytują wszystkich tych, którzy z decyzją o rezerwacji zwlekali do ostatniej chwili.
Sytuacja niewątpliwie odbije się na wynikach bałtyckiego biznesu. W zeszłym roku nad polskie morze pojechało 9 mln turystów. Jak podkreśla „Rzeczpospolita”, w tym roku miał być 15-procentowy wzrost, który zresztą zachęcił biznes do podwyżek, sięgających 15-20 proc. Okazuje się, że te optymistyczne kalkulacje trzeba będzie teraz okroić.