
Reklama.
Jeszcze niedawno premier Mateusz Morawiecki i minister finansów, Teresa Czerwińska, często podkreślali, że budżet państwa jest w świetnej kondycji i zamiast deficytu, ma nadwyżkę.
Na koniec czerwca 2018 roku kasa była ponoć pełna pieniędzy. Teraz, ledwie miesiąc później, statystyki runęły i okazało się, że zamiast 10 mld złotych oszczędności, mamy ziejącą czarną dziurę, która w kilka tygodni pochłonęła aż 20 mld zł.
Na chwilę szczerości musiał pozwolić sobie wiceminister finansów Leszek Skiba. W rozmowie z PAP przyznał, że w połowie roku mamy już deficyt, który będzie się w następnych miesiącach pogłębiał. W ustawie budżetowej zapisano, że na koniec roku wyniesie on 41,5 mld złotych.
Skiba dodał, że spadło też tempo wzrostu ściągalności podatków. Wynik z 2017 r. w tym roku się nie powtórzy. Słowem: więcej pieniędzy nie da się już ściągnąć.
Skąd ten deficyt?
Wszystko wskazuje na to, iż jest on efektem kreatywnej księgowości rządu. Chodzi przede wszystkim o przesuwanie wydatków i kumulowanie rachunków. Mimo wszystko tak duża dziura jest zaskoczeniem, tym bardziej, iż rząd zapewnia, że na koniec roku deficyt ma być mniejszy, od zapisanego w ustawie.
Wszystko wskazuje na to, iż jest on efektem kreatywnej księgowości rządu. Chodzi przede wszystkim o przesuwanie wydatków i kumulowanie rachunków. Mimo wszystko tak duża dziura jest zaskoczeniem, tym bardziej, iż rząd zapewnia, że na koniec roku deficyt ma być mniejszy, od zapisanego w ustawie.