Akurat się przebierałem, gdy do szatni w fitness klubie wszedł facet z plastikowym kubkiem piwa w garści. Dopił je jednym haustem, wyrzucił kubek do kosza, wyjął z kieszeni kluczyki do auta, pożegnał się i wyszedł. Męska szatnia zamarła. – Pewnie bezalkoholowe – mruknął któryś ze spoconych facetów. Życie wróciło do normy.
Gdzie się nie obejrzeć, atakuje nas piwo. Ale jakieś inne – dla kobiet, dla kierowców, dla nieletnich. Mimo wszystko Polacy masowo rzucili się na piwo bezalkoholowe. To co kiedyś było uważane za wybrakowany produkt, staje się modą i stylem życia.
Bezalkoholowe tylko z nazwy
Sięgając po piwo, które ma na etykiecie napis „bezalkoholowe”, trzeba jednak uważać. Dziś taką definicją – zgodnie z prawem i normami – mogą się posługiwać marki złotego napoju, które ma do 0,5 proc. alkoholu. Niby nic, ale dla kierowców, kobiet w ciąży czy osób chorych może mieć kolosalne znaczenie i nieciekawe skutki.
Browary dostrzegły jednak niszę i obecnie na rynku pojawiło się sporo piw w ogóle nie zawierających alkoholu. Jak to możliwe? Przecież piwo powstaje w procesie fermentacji alkoholowej i on tam być po prostu musi.
Otóż samo warzenie piwa można ustawić tak, by zawierało on bardzo mało alkoholu. Całkowicie naturalnie da się osiągnąć wynik ok. 1 procenta. Takim piwem jest choćby bardzo wysoko oceniany Kormoran „1 ze 100”. A piwo całkowicie wolne od procentów można stworzyć używając specjalnych drożdży, które nie przerabiają cukrów na alkohol.
A jakby tak odessać?
Piwa można też pozbawić alkoholu – i w ten sposób działają koncerny piwowarskie. Dziś w sklepie nie jest problemem kupienie Lecha, Żywca, Carlsberga czy Heinekena całkowicie bez procentów. Specjalne linie produkcyjne umożliwiają odzyskanie całości alkoholu.
Okazuje się, że Polacy pokochali „czyste” piwa. Jak mówią przedstawiciele Żywca, w 2017 roku sprzedaż ich zero procentowych piw poszła w górę o prawie 75 proc. W tym roku browary szykują się na to, że tegoroczny wynik będzie 2 razy wyższy od poprzedniego.
I tak się faktycznie może stać, bo Carlsberg ma dane, z których wynika, że sprzedaż piw bezalkoholowych wzrosła w I półroczu 2018 r. o ponad 60 proc. w porównaniu do analogicznego okresu w 2017.
Czy to zdrowe?
Browary w reklamach usiłują nas przekonać, że piwo zero procent to świetna sprawa, samo zdrowie, aktywność i życie na pełnej petardzie. Carslberg wręcz reklamuje jedną ze swoich marek, jako napój izotoniczny.
Produkt promowany jest jako idealna propozycja dla osób prowadzących aktywny tryb życia, uprawiających sport oraz szukających orzeźwienia w trakcie wysiłku fizycznego i po nim. Wprowadzenie marki ma być odpowiedzią na rosnącą popularność piw bezalkoholowych.
– Z pewnością nie każde piwo bezalkoholowe jest izotonikiem, żeby to wiedzieć, trzeba zbadać jego ciśnienie osmotyczne. Napój izotoniczny to taki, którego osmolalność jest zbliżona do osmolalności naszych płynów ustrojowych – czyli mniej więcej 330 mOsm na litr. Czy tak faktycznie jest w każdym piwie bezalkoholowym – tego nie wiemy – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Radosław Majewski z Centrum Dietetyki Stosowanej.
– Jeśli chodzi o ilość węglowodanów w piwie bezalkoholowym to jest to z pewnością wynik, jak w przypadku napoju izotonicznego. Oczywiście trzeba też ocenić, ile jest w nim składników mineralnych i elektrolitów – wtedy na 100 proc. można ocenić, czy dany napój jest izotonikiem, czy nie. W każdym razie piwo bezalkoholowe ma dobre zadatki na napój izotoniczy – dodaje Majewski.
Dietetyk przypomina też, że kaloryczność piwa bezalkoholowego jest o połowę niższa, niż klasycznego. I wynika to w dużej mierze z tego prostego faktu, że nie ma alkoholu. Sam alkohol w 100 ml zwykłego piwa to odpowiednik 20 kcal. A jednocześnie 20 kcal to średnia kaloryczność 100 ml piwa bezalkoholowego.
Czy w takim razie piwo zero procent może być polecane po wysiłku i podczas upałów?
– Jeśli ktoś nie ma problemów ze zbyt dużą masą ciała, to tak. Mimo wszystko trzeba pamiętać, że szklanka piwa bezalkoholowego to są dwie łyżeczki cukru – mówi obrazowo Radosław Majewski.