Zgodnie z zapowiedziami rząd kończy pracę nad przepisami, które dopuszczają karę więzienia za przekręcanie liczników. Problemem może okazać się jednak to, że nie wiadomo jak „handlarzy Mirków” złapać za rękę.
Jak złapać nieuczciwych handlarzy?
W jaki sposób służby mundurowe miałaby jednak owych fałszerzy namierzać? Resort miał na to prosty patent. Policja spisuje samochód podczas kontroli drogowej, a dane o stanie licznika przekazuje do Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców (CEPiK). Dane z CEPiK są ogólnodostępne, co uniemożliwiałoby handlarzom zmniejszanie przebiegu przed wystawieniem auta na sprzedaż bez wiedzy potencjalnego kupca.
W przypadku wymiany niesprawnego licznika, właściciel musiałby natomiast w ciągu 10 dni roboczych przesłać informację do stacji kontroli pojazdów, która przekazałaby ją następnie do CEPiK.
CEPiK nie jest gotowy
I tu pojawia się problem. CEPiK nie jest jeszcze na to gotowy. Ministerstwo Cyfryzacji poinformowało, że na rozbudowę systemu potrzebuje trochę czasu – wspomniany system weryfikacji i towarzyszące mu przepisy mogą pojawić się najwcześniej w 2020 roku. Resort sprawiedliwości już raz z tego powodu przenosił termin prac nad nowym prawem.
W ten sposób dostaliśmy więc bat na nieuczciwych handlarzy, który udowodnić przestępstwo będzie jednak niezwykle trudno.
– Mam jednak nadzieję, że gdy już przekręcanie liczników zostanie uznane za przestępstwo, to zmaleje liczba osób zajmujących się tym procederem i nawet go reklamujących, bo dziś czują się bezkarni – mówi GW prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego Jakub Faryś.
Według Marka Koniecznego, szefa Związku Dealerów Samochodów, przekręcanie liczników to prawdziwa plaga. Przedstawiciel ZDS twierdzi, że taka praktyka dotyczy od 65 do 85 proc. samochodów sprowadzonych z zagranicy.