Jamie Oliver, znany kucharz, już z niejednego pieca jadł chleb. Dosłownie i w przenośni. Jak przyznaje w rozmowie z „Financial Times”, w zeszłym roku uratował swoją restaurację Jamie’s Italian od bankructwa. Choć wydał na to 12,7 mln funtów (ok. 61 mln złotych), była to dla niego cenna biznesowa lekcja.
– Miałem tylko dwie godziny, żeby wyłożyć te pieniądze i uratować restaurację lub całe przedsięwzięcie weźmie szlag dziś lub jutro. To było dramatyczne – opowiada w rozmowie z dziennikiem.
Tym, czego nauczyła go ta podbramkowa sytuacja oraz błędne biznesowe decyzje, przez które stracił w 2015 r. 40 proc. wszystkich swoich przedsięwzięć, zdecydował się podzielić w wywiadzie.
Biznesowe rady Jamiego Olivera
Przede wszystkim radzi znaleźć czas, by dobrze wszystko przemyśleć. Część biznesów Olivera upadła, bo zbyt szybko pootwierał zbyt wiele restauracji, których lokalizacje nie były dobre. Dziś mówi, że zasięgnąłby dodatkowo porady innego specjalisty.
Rośnij stopniowo - oto kolejna rada kucharza. Przyznaje, że zbyt wiele uwagi poświęcił restauracji Jamie’s Italian, która bardzo szybko osiągnęła swój szczytowy punkt. Kosztem innych restauracji, które wprost proporcjonalnie - bardzo szybko przestały przynosić profity.
Jamie Oliver podkreśla również, że najważniejsi są ludzie. Mówi, że w prowadzeniu biznesu mocno polega na innych, często z powodu braku czasu i obowiązków celebryty.
Sukces nie jest gwarantowany
Ostatnią lekcją, jakiej nauczyło go życie, była świadomość, że sukces nie jest pewny. Nawet jeśli masz już ugruntowaną pozycję w telewizji, jesteś autorem kilku książek kucharskich i z sukcesem prowadzisz swoją flagową knajpę Fifteen.
Niestety, czasem nawet najlepiej rokujący biznes upada. Przykładami tego na naszym polskim podwórku może być firma Próchnik, która mimo wieloletniej tradycji zbankrutowała oraz projekt Ossic X, o czym pisaliśmy w INNPoland.pl