Znany z kontrowersyjnych poglądów Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta Andrzeja Dudy, ma ambicje, by zostać profesorem. Jego kandydatura i dorobek naukowy zostały ocenione przez recenzentów co najmniej dziwnie.
Doktor habilitowany nauk humanistycznych, autor tekstów do prawicowych serwisów i gazet, pomysłodawca Maszyny Bezpieczeństwa Narracyjnego, która koordynowałaby działania dyplomacji, propagandy i służb państwowych za granicą, gdzie według niego niesłusznie uważa się polski rząd za łamiący konstytucję.
Oto portret Andrzeja Zybertowicza, którego „Wyborcza” określa mianem głównego intelektualisty polskiej prawicy. Naukowiec zapragnął otrzymać tytuł profesora nauk społecznych, więc pięciu profesorów recenzentów oceniło jego dorobek naukowy.
Subtelna ironia?
Choć wszyscy wydali pozytywne opinie o kandydaturze Zybertowicza, niektóre uzasadniono dość ekscentrycznie. Na przykład prof. Marcin Król recenzując „Samobójstwo Oświecenia” pisze: „Pomysłowo pomyślana praca nad Oświeceniem cierpi, bo została tylko dotknięta i nawet nierozpoczęta.”
Do tej samej książki odnosi się prof. Szymon Wróbel: „Twierdzenia Zybertowicza na temat eksterminacji gatunku ludzkiego przyjmują wprost tabloidalną i karykaturalną postać”.
Decyzja profesorów
Obaj profesorowie, choć opowiadają się za nadaniem Zybertowiczowi naukowego tytułu profesora, swoją decyzję uzasadniają dosyć dziwnie. Prof. Król pisze: „Opinia moja jest wyjątkowo krótka, ponieważ przedstawione do oceny prace naukowe są nieliczne, a ich konkluzje na tyle niedopracowane, że trudno o polemikę. Jednak prace te są”.
Z kolei prof. Wróbel konkluduje następująco: „Pracę ściśle naukową Andrzeja Zybertowicza oceniam krytycznie, jego działalność organizacyjną i dydaktyczną więcej niż pozytywnie. Osobiście uważam, że raz wyzwolona wola stania się profesorem jest nie do zatrzymania. Jeśli Andrzej Zybertowicz uznał, że są powody, aby przyznać mu profesurę, to zapewne tak jest”.
Choć uzasadnienia z jednej strony śmieszą, z drugiej zmuszają do zastanowienia, co kierowało profesorami do akceptacji kandydatury profesorskiej osoby, z której subtelnie ironizują. W ten sposób na akademickie piedestały wznosi się osoby niekompetentne lub szarlatanów, takich jak Jerzy Zięba.