Jeden z pomorskich rolników, Marcin Maleta podczas prac na swoim polu wyorał kabel, należący do koncernu energetycznego. To był dopiero początek kłopotów – bo energetycy chcą go obciążyć kosztami, zaś rolnik zarzuca im, że zbyt płytko wkopali kabel.
Cytowany przez Gazetę Pomorską Maleta twierdzi, że kabel powinien znajdować się na głębokości przynajmniej 70 cm pod powierzchnią gruntu. Dokumenty wskazują jeszcze większą głębokość – ponad 80 cm. Rolnik uważa, że to kłamstwo, bo kabel wyorał pługiem, który nie orze głębiej, niż 40 cm.
Maleta zarzuca Enerdze, że firma szybko chciała zatrzeć ślady swojej fuszerki. Jego zdaniem wezwani na miejsce energetycy zamierzali przystąpić do pracy, bez zachowania procedur bezpieczeństwa i zrzucając na niego winę za wykopanie kabla.
Ostra kłótnia
Rolnikowi zapaliła się czerwona lampka i zdecydował się nie wpuszczać pracowników koncernu na swoje pole, bez wcześniejszego sporządzenia dokumentacji.
– Przyjechał też jakiś dyrektor i powiedział, że za to wszystko będę musiał płacić. A jeśli nie wyrażę natychmiast zgody na naprawę, to koszta będą rosły, bo ustawili u sąsiada agregat. Stwierdził, że jego firma ma dobrych prawników, którzy sobie ze mną poradzą – relacjonuje Marcin Maleta.
Sprawa do dziś nie jest rozwiązana, Energa nie widzi swojej winy. Rolnik podkreśla, że kabel był wkopany zbyt płytko. Poza tym nad nim powinna znajdować się widoczna warstwa piasku oraz taśma ostrzegawcza – która wskazuje, że kabel jest już blisko. Maleta niczego takiego się nie dopatrzył.
Z jednej strony jest poirytowany postawą pracowników koncernu, którzy chcą na niego zrzucić winę i spore koszty. Z drugiej cieszy się, że żyje – bo w kablu płynie prąd o napięciu 380 V i dużym natężeniu. Porażenie musi skończyć się tragicznie.