
Przygotowanie do zawodu, praktyki – tak określa się legalną pracę nastoletnich uczniów. Problem w tym, że zamiast się uczyć, stają się tanią siłą roboczą do najgorszych zajęć. Można im płacić 2 złote brutto za godzinę pracy. To stawka poniżej ludzkiej godności.
REKLAMA
Temat śmiesznych (bądź strasznych) stawek dla praktykujących uczniów podnosi matka początkującej fryzjerki na łamach Gazety Olsztyńskiej. Jej nastoletnia córka odbywa właśnie praktyki fryzjerskie.
Problem w tym, że pracodawca zamiast uczyć ją zawodu, zleca prace porządkowe. Nastolatka cały czas sprząta firmę, myje podłogi, odkurza i zamiata. W ten sposób zawodu się nie nauczy – mimo, że umowa z zakładem fryzjerskim mówi właśnie o przygotowaniu zawodowym.
Wygląda na to, że zakład znalazł sobie po prostu bardzo tanią sprzątaczkę. Bo dziewczyna w całkowitej zgodzie z prawem zarabia minimalną stawkę praktykanta. Dostaje 180 złotych pensji – mowa o zarobkach brutto. To legalna stawka w pierwszym roku nauki zawodu, w drugim rośni o 50, w trzecim o 90 złotych. Wynika z tego, że sprzątająca uczennica zarabia 2 złote brutto za godzinę pracy.
Czy to legalne?
Cytowani przez gazetę specjaliści twierdzą, że zawód fryzjera to też sprzątanie, ale praktykant nie może być tanią siłą roboczą. Powinien uczyć się o technikach, doborze metod i kosmetyków, konsultować klientów.
Cytowani przez gazetę specjaliści twierdzą, że zawód fryzjera to też sprzątanie, ale praktykant nie może być tanią siłą roboczą. Powinien uczyć się o technikach, doborze metod i kosmetyków, konsultować klientów.
— Jeśli nie ma klienta, a trzeba wykonać jakieś drobne prace porządkowe, to pracodawca może zlecić takie zadanie uczniowi. Nie wyobrażam sobie jednak, że tak wygląda to cały czas i że pracownik młodociany zajmuje się tylko sprzątaniem, bo on nie takiego zawodu chce się nauczyć — podkreśla Łukasz Sztych, wicedyrektor Okręgowego Inspektoratu Pracy w Olsztynie.
