
Reklama.
Cała sprawa dotyczy nie tylko obecnego rządu Morawieckiego, bo zaczęła się jeszcze za czasów Ewy Kopacz. Ekipa byłej pani premier przeprowadziła w 2013 roku kontrolę w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. ARiMR uważana była za siedlisko nepotyzmu i okazało się, że była to opinia zasłużona. Pod naciskiem opinii publicznej rząd opublikował wyniki kontroli.
Wtedy pojawił się kolejny problem – bo opisywanie nepotyzmu bez podawania nazwisk nie ma sensu. A w raporcie wymieniono wiele osób, wręcz całych rodzin. Wtedy do gry wkroczył Generalny Inspektor Danych Osobowych, który utajnił raport i poprosił sąd o wytyczne, czy takie informacje można publikować.
Prośba GIODO była od dawna określana jako wybieg, bo ta sztuczka zapobiegła publikacji kolejnych raportów pokontrolnych Kancelarii Premiera. Korzystała z tego również Beata Szydło czy Mateusz Morawiecki.
Koniec rozpasania
Naczelny Sąd Administracyjny uznał – jak pisze Rzeczpospolita – iż publikowanie danych i nazwisk osób pracujących w instytucjach rządowych nie jest sprzeczne z prawem. Ich prywatność jest ograniczona i muszą się z tym liczyć.
Naczelny Sąd Administracyjny uznał – jak pisze Rzeczpospolita – iż publikowanie danych i nazwisk osób pracujących w instytucjach rządowych nie jest sprzeczne z prawem. Ich prywatność jest ograniczona i muszą się z tym liczyć.
W efekcie publikacji muszą się doczekać wszystkie raporty, utajnione przez rządy w ciągu ostatnich niemal 5 lat.
Kancelaria Premiera rocznie przeprowadza nawet kilkadziesiąt kontroli i audytów wewnętrznych – wiele z nich jest podstawą zawiadomień do prokuratury. W ciągu ponad czterech lat odbyły się m.in. w Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych w Ministerstwie Zdrowia w sprawie mobbingu oraz w kilku ministerstwach, które zlecały usługi prawnicze na zewnątrz. Opinia publiczna nie poznała ich do dziś – przypomina Rzeczpospolita.