Jeśli nie interesujesz się rynkiem smartfonów, zapewne nie słyszałeś o telefonach OPPO. W Polsce, przynajmniej z początku, będzie kojarzony jako tzw. b-brand, niemniej to tylko pierwsze wrażenie. Na świecie już dawno przegonił z pozoru ugruntowane marki, które w segmencie smartfonów znacznie podupadły na znaczeniu, jak Sony czy LG.
OPPO to dość ciekawa chińska firma, bo jeśli spytać kogoś spoza branży, odbiera ją jako typowy b-brand, jakich pełno na rynku. Robi wielkie oczy, gdy się doda, że to piąty producent na świecie pod względem liczby urządzeń dostarczanych na rynek. Będąc w którymś z większych azjatyckich krajów, już szczególnie w Chinach, nie da się jej przegapić, przez wyskakujące wszędzie reklamy i punkty sprzedaży.
Czarny koń smartfonów w Polsce
OPPO stosuje tę samą strategię, co jego lokalni rywale - VIVO, również relatywnie nieznany, a duży producent, czy znany dobrze w Polsce Xiaomi. Strategia ta polega na ostrym cięciu kosztów i rywalizacji cenowej - smartfony zbliżone do flagowców ugruntowanych marek, jednak wyraźnie tańsze.
Trudno wyrokować o poszczególnych modelach, bowiem Polscy dziennikarze nie mieli okazji ich testować. Firma uporządkowała kwestie własności intelektualnej i relatywnie niedawno pojawiła się w Zachodniej Europie, polski debiut zapowiedziała na koniec stycznia. Wówczas poznamy również modele, które chce wprowadzić i ceny.
Modelem, z którego jest szczególnie dumna, stał się OPPO FIND X. Pod względem specyfikacji - mocny, solidny flagowiec, nie odbiega specjalnie podzespołami od odpowiedników ugruntowanych marek. Ogólnoświatową furorę zrobiło wzornictwo modelu - firma dokonała tego, na czym poległ Apple. Ponad 90 proc. powierzchni frontu to ekran, bez tzw. notchy, konstruktorzy OPPO zdołali ukryć pod ekranem obiektyw. Potężne obiektywy, odblokowywanie telefonu twarzą to dodatkowe atuty.
Jednak, jeśli wierzyć recenzentom z Zachodniej Europy i USA, smartfon jest tyleż piękny, co niefunkcjonalny. Recenzenci skarżyli się na liczne błędy i niedoróbki w oprogramowaniu. Innymi słowy, OPPO pokonał wielkich rywali tam, gdzie oni polegli, wyłożył się na elemencie, który oni dopracowali niemal do perfekcji. Tyle dobrego, że błędy w oprogramowaniu relatywnie łatwiej i szybciej naprawić niż błędy konstrukcyjne.
OPPO debiutuje 31 stycznia 2019 r.
Cena FIND X w Niemczech zaczynała się od 999 euro, stąd jego ewentualny polski odpowiednik będzie zbliżony kosztem do najdroższych modeli Samsunga czy Huaweia. Niemniej OPPO wydał jak dotąd ponad 20 różnych modeli, z ogólną oceną opłacalności musimy się wstrzymać do poznania szczegółów polskiej premiery.
Rywalizacja OPPO na polskim rynku zapowiada się niezwykle ciekawie. Rodzimy konsument jest bardzo wrażliwy na różnice cenowe. Najlepszym przykładem będzie tu dynamiczny rozwój Xiaomi w Polsce. Z drugiej - Xiaomi był swego rodzaju pionierem, był znany polskim miłośnikom smartfonów długo, zanim pojawił się w Europie. Miał, można by rzec, dobry fundament na start, jeśli chodzi o rozpoznawalność marki. W OPPO tego czynnika brakuje, nie znaczy to, że musi to być wielki problem w rozwoju. Znów - wszystko rozbije się o konkretne detale cenowe. A także tego, czy, a jeśli tak, to na jakich warunkach, OPPO zorganizuje dystrybucję, ze szczególnym uwzględnieniem umów z telekomami - większość smartfonów rozchodzi się w sprzedaży operatorskiej.
Z danych IDC wynika, że w 2017 r. OPPO zajmował czwartą pozycję na świecie pod względem liczby dostarczonych na rynek (to nie to samo, co faktyczna sprzedaż) urządzeń - 11,8 mln. Dla porównania Huawei, numer trzy, dostarczył 153,1 mln. Stawkę zamyka Xiaomi z wynikiem 92,4 mln i największych wzrostem rok do roku. Rynki, na których OPPO już operuje, są nasycone. To w połączeniu z bardziej selektywnym dobieraniem kanałów sprzedaży sprawiło, że dynamiczny wzrost znacznie wyhamował. OPPO potrzebuje nowych rynków zbytu. Dane za pełny rok 2018 pojawią się w lutym. W trzecim kwartale 2018 r. (najświeższe aktualnie dane) OPPO plasował się na piątej pozycji, wymienił się miejscami z Xiaomi.
I choć z pozoru trudno sobie wyobrazić, by ktoś miał podkopać silną pozycję Huaweia w Polsce, nie jest to niemożliwe. W końcu Samsung też przez lata wydawał się "nieusuwalnym" lokatorem pierwszego miejsca, jeśli chodzi o ilościowy udział w polskim rynku, aż dorównał, a nawet przegonił go Huawei. Tylko patrzeć, aż w raportach Xiaomi wyskoczy z kategorii zbiorczej (pomniejszych marek) na swoją własną pozycję. W ostatnich miesiącach, według nieoficjalnych informacji, udział chińskiej marki oscylował w okolicy 8 proc. Rynek obserwował różne przewroty i zmiany liderów.