Branża mięsna ma większy wpływ na klimat niż globalne koncerny naftowe - alarmują naukowcy. Dlatego coraz większą szansę widzi się w produkcji mięsa "w probówce" bez konieczności dokonywania uboju.
W ciągu roku w celach żywnościowych zabijanych jest 50 mld zwierząt lądowych. Hodowla zwierząt powoduje produkcję 18 proc. gazów cieplarnianych wydalanych przez działalność człowieka na Ziemi. To więcej, niż cały transport razem wzięty. Najmniej ekologiczna pod tym względem jest produkcja wołowiny.
Co więcej, produkcja mięsa jest też nieefektywna. W celu wyprodukowania jednego kilograma wołowiny należy zużyć 25 kilogramów zbóż i 15 tys. litrów wody. Jak twierdzi "Dziennik Gazeta Prawna", 30 proc. światowych ziem uprawnych wykorzystywanych jest w celach hodowlanych.
Gdyby mięso nagle zniknęło...
Gdyby nagle, jednego dnia wszystkie zwierzęta hodowlane magicznie zniknęły, ze zbóż które do tej pory zjadały, dałoby się wykarmić dodatkowe 3,5 mld ludzi. W praktyce oznaczałoby to spadek cen zbóż i żywności jako takiej. Produkcja mięsa wymaga też ogromnych ilości antybiotyków, co może wpływać na pojawianie się odporności bakterii na nie.
Zdaniem ONZ w rozwiniętych krajach konsumuje się i tak zbyt dużo mięsa. Norma dzienna według tej organizacji to ok. 100 gramów, podczas gdy ludzie spożywają nawet dwa i pół raza więcej. To wpływa na ich zdrowie, między innymi na choroby serca.
Globalne firmy mięsne w 2016 roku wyemitowały więcej gazów cieplarnianych niż gospodarka Francji - wynika z badań organizacji GRAIN i amerykańskiego Instytutu ds. Rolnictwa i Polityki Handlowej. Jeśli wzrost produkcji mięsa będzie postępował w tym tempie, do 2050 roku branża ta odpowiadać będzie za 80 proc. prognozowanej emisji gazów cieplarnianych.
Weganizm uratuje klimat?
Z jednej strony pomóc mogłoby przechodzenie na weganizm. I tak już powoli się dzieje. Polacy nie chcą już jeść mięsa – wynika z badań. Ale jednocześnie nie doczepiają do tego żadnej ideologii. Przede wszystkim chodzi im o własne zdrowie. Mięso w diecie ograniczają ludzie i w dużych miastach, i na wsi. Aż 60 proc. Polaków deklaruje, że je lub będzie jadło go mniej.
Zwłaszcza, że produkty wegańskie coraz bardziej przypominają w smaku produkty mięsne. Co więcej, nie trzeba wydawać na niego zbyt wiele pieniędzy - możliwe jest kupienie wegańskiego burgera z "roślinną krwią" już za dwa dolary. Google chciał kupić producenta takiego "niemięsa" za 200-300 mln dol.
Natomiast rośnie w siłę także branża produkująca mięso bez konieczności dokonywania uboju. “Burger z probówki” lub “burger in-vitro”, jak ochrzciły nowy wynalazek media, powstaje z komórek macierzystych pobranych od krowy, umieszczonych w specjalnej “pożywce”. Przyczepione do swego rodzaju “rusztowania”, dzięki skomplikowanym operacjom (m.in. oddziaływaniu impulsów elektrycznych) komórki zaczęły się namnażać, tworząc mięśniową tkankę przypominającą mięso.
Z ćwierć miliona do 37 dolarów
Pierwszy taki burger kosztował około ćwierć miliona dolarów. Jednak w ostatnim roku twórca tych burgerów był w stanie obniżyć ich koszt do 37 dolarów. To nadal dziesięć razy więcej niż mięso kupowane hurtowo, jednak jest to już znacznie lepszy wynik niż na początku. Mięso nie różni się wyraźnie w smaku od tego, pozyskanego z uboju, jednak osoby, które go publikowały twierdziły, że brakuje mu tekstury.
W tej chwili trudno się spodziewać, że sztuczne mięso całkowicie wyeliminuje z rynku to prawdziwe. Jednak wraz ze spadkiem cen, możliwe jest, że coraz więcej osób zdecyduje się na nowy rodzaj mięsa. Możliwe, że wpłynie to znacząco na los blisko miliarda ludzi, którzy zatrudnieni są przy hodowli zwierząt.