Związki zawodowe działające w sieci sklepów Biedronka porozumiały się w sprawie referendum strajkowego. Domagają się poprawy warunków pracy oraz jasnych warunków przyznawania wynagrodzeń i premii. Kierownicy sieci otrzymali jednak pismo, w którym informowani są, że nie mogą pomagać w jego organizacji.
W sprawie referendum strajkowego porozumiały się trzy związki zawodowe - WZZ Sierpień 80, NSZZ Solidarność oraz NSZZ Solidarność-80
Związkowcy domagają się między innymi poprawy warunków pracy oraz nieograniczania działalności związków zawodowych. Chcieliby także, by Biedronki w piątki i w soboty były zamykane o 21.
Poprawa warunków pracy miałaby polegać w pierwszej kolejności na ograniczeniu wielozadaniowowści na stanowiskach pracy - w tej chwili pracownicy muszą na przykład łączyć funkcję kasjera i osoby wykładającej towar na półki. Pojawiają się też kwestie związane z bezpieczeństwem - ograniczenie zapasów sklepowych i usunięcie towaru z dróg przeciwpożarowch w sklepach.
Związkowcy chcą jednakowych pensji w całym kraju
Problemy sklepu dotyczą także premii i pensji. Związkowcy chcieliby, aby wynagrodzenia pracowników były takie same w całym kraju - w tej chwili, zależnie od placówki mogą się one od siebie różnić. Ponadto mają zdarzać się sytuacje, w których pracownik jest przenoszony do sklepu w innej lokalizacji, jednak jego pensja pozostaje bez zmian, różniąc się od pensji innych pracowników sklepu, do którego został przeniesiony.
Ponadto zmianie ulec ma sposób naliczania premii - związki domagają się transparentności. Najwięcej wątpliwości budzi premia od braku absencji w pracy.
Problemem okazuje się także fakt, że związkowcy nie mają możliwości zorganizowania spotkań z przedstawicielami sieci, jeśli ci tego nie chcą. Domagają się zatem podpisania porozumienia, w którym zostaną określone warunki współdziałania na linii związkowcy-pracodawca. – Terminy spotkań nie podlegają ustaleniom, są narzucone przez pracodawcę – komentują związkowcy.
Biedronka: nie wolno prowadzić referendum w sklepie
Jak donosi serwis Wiadomości Handlowe, sieć zabroniła swoim pracownikom przeprowadzania referendum na terenie sklepów, umieszczania ogłoszeń o głosowaniu oraz dystrybuowania materiałów o referendum. Zdaniem sieci ma to wynikać z regulaminu bezpieczeństwa i porządku obowiązującego w firmie.
Jak czytamy w piśmie, kierownictwo sklepów nie może "przekazywać listy pracowników danej placówki, ogłaszać daty referendum w danej placówce, przejmować kart do głosowania w celu ich przechowania lub przekazania pracownikom, przechowywać urny do głosowania (nawet na krótko), udzielać przerwy w pracy w celu wzięcia udziału w referendum, namawiać lub zabraniać pracownikom udziału w referendum po godzinach pracy i poza miejscem pracy".
– Przypominamy, że zgodnie z regulaminem bezpieczeństwa i porządku obowiązującym od dawna w placówkach sieci Biedronka, są one obiektami handlowymi przeznaczonymi do sprzedaży detalicznej towarów i nie mogą być wykorzystywane do innych celów, w tym do prowadzenia jakichkolwiek akcji propagandowych na ich terenie – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Arkadiusz Mierzwa, Kierownik ds. Komunikacji Korporacyjnej w Jeronimo Martins Polska S.A.
Samego referendum sieć nie komentuje. – Zostaliśmy powiadomieni przez jeden z działających w naszej sieci związków zawodowych o prowadzonym od dnia 15 stycznia 2019 roku referendum, jednak w żaden sposób nie komentujemy inicjatywy, której organizatorem jest NSZZ „S” mówi Mierzwa.
– To bardzo źle wygląda, gdy największa sieć handlowa w Polsce próbuje sabotować demokratyczne prawo pracowników do głosowania w sprawie strajku – komentują przedstawiciele związkowców na Facebooku. – Apeluję do Państwa o zaniechanie tych praktyk, mogących wpłynąć negatywnie na wizerunek Państwa firmy – dodają.
Referendum to nie strajk
Nie wiadomo jeszcze, jak będzie wyglądać kwestia rozwoju sytuacji strajkowej. – Referendum to jeszcze nie strajk! Referendum ma pokazać jedność pracowników i poparcie sporu zbiorowego oraz warunków pracy – komentują na Facebooku przedstawiciele związku
Pracownicy Biedronki od jakiegoś czasu alarmowali, że wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę negatywnie wpłynęło na ich warunki pracy. Przez to, że sieci walczą o zwiększenie obrotów w inne dni tygodnia, pracownicy mają urwanie głowy w soboty.
Większość Polaków przestawiła się bowiem na robienie zakupów tego dnia. Co więcej, dużo chętniej wybierają oni dyskonty i duże sieci handlowe. Przyczyna jest prosta - było je stać na przygotowanie dużych promocji w tygodniu.