Najgorsze, co można zrobić, to dać się wciągnąć w internetową pseudodyskusję z hejterami. To dla nich najlepsza pożywka – mówi INNPoland.pl Konrad Dulkowski, szef Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Niestety rośnie u nas liczba osób, które dały sobie wmówić, że rasizm to rodzaj patriotyzmu i są z tego dumne.
Jeszcze jakiś czas temu wydawało się, że jest on dość prosty – że jest to osoba słabo wykształcona, raczej nie z nizin społecznych, ale sfrustrowana z tego powodu, że się nie załapała na pozytywy wynikające z przekształceń ustrojowych.
To się bardzo zmieniło w ostatnich 2-3 latach. W zasadzie nie ma grupy społecznej, która byłaby wolna od hejtu, mowy nienawiści. Mamy też przykłady osób dobrze wykształconych – nauczycieli, lekarzy. W ostatnim tygodniu po roku naszych starań na karę 8 miesięcy ograniczenia wolności z pracami społecznymi został skazany ordynator, szef oddziału psychiatrii szpitala w Miliczu. Są też niestety wojskowi, są policjanci, w zasadzie każda grupa społeczna.
Mają może podobne poglądy?
Pierwiastkiem, który łączy osoby stosujące mowę nienawiści (czyli nawoływanie do nienawiści albo znieważanie ze względu na rasę, pochodzenie etniczne, narodowość, wyznanie i orientację seksualną) jest to, iż są zwolennicy szeroko pojętej prawicy.
Skąd to zjawisko się po prawej stronie bierze?
Może się to wiązać z tym, jakiego rodzaju konserwatywne wartości są przekazywane w tej grupie. Powodują one zamknięcie na przemiany społeczne. Z jednej strony mamy bowiem społeczeństwo coraz bardziej zróżnicowane etnicznie, z drugiej zaś takie zjawiska jak np. homoseksualizm nie są penalizowane – a jeszcze kilkadziesiąt lat temu w Europie był karany.
Wielu ludzi przyzwyczajonych do ustalonego porządku świata szokuje to, że są nowe grupy społeczne, które także żądają praw dla siebie, chcą być traktowane na równi z innymi. To się nie mieści w ich światopoglądzie.
To dość archaiczny sposób rozumowania.
Czasami rozmawiam z takimi ludźmi. Ciężko jest w ogóle w jakikolwiek racjonalny sposób do nich dotrzeć. Oni cały czas uważają, że świat jest podzielony na tych lepszych, którzy powinni mieć pełne prawa, i gorszych. Pierwsi to oni – biali, heteroseksualni katolicy. Gorsi to cała reszta, o której mówią "niech oni nawet żyją między nami, ale pełnych praw to oni nie powinni posiadać".
To jest bardzo podobne do tego, co miało miejsce w latach 60. w Stanach Zjednoczonych. Tam też bardzo wielu białych Amerykanów uważało, że nie ma nic złego w tym, że czarnoskórzy nie mają pełnych praw. To się mieściło w ich światopoglądzie. Jeden z sędziów skazał na przymusowe leczenie psychiatryczne czarnoskórego, który domagał się prawa do studiowania. Sędzia uznał, że jest chory psychicznie, skoro uznał, iż jest wystarczająco inteligentny, by iść na studia.
Co kieruje tymi ludźmi? Strach przed innością?
To chyba lęk przed zmianą paradygmatu społecznego. Żyjemy w świecie, jak to określał Zygmunt Bauman, płynnej rzeczywistości, w której całe nasze życie, wszystko co znamy, ciągle się zmienia, nie ma punktów stałych. Ludzie kiedyś byli przyzwyczajeni do tego, że przez całe życie pracowali w jednym zawodzie, w jednym miejscu pracy, od początku kariery aż do emerytury. Współczesny człowiek jest zmuszony zmieniać nie tylko swoje zawody, ale wręcz tożsamości. Paradoksalnie rasizm jest dla części ludzi taką latarnią morską, jedynym stałym punktem, dzięki któremu mogą się definiować, utrzymać swoją tożsamość.
W tej chwili cała narracja prawicy związana jest z mitem, że "wynaradawiają nam Polskę", że za 100 lat Polacy będą na przykład czarnoskórzy. Tymczasem, jak wskazuje historia, przez tysiące lat ludzie zawsze mieszali się między sobą. Jakby zrobić badanie DNA przeciętnego obywatela naszego kraju, okaże się, że tyle plemion przechodziło w tę i z powrotem przez tę ziemię, że jesteśmy niesamowitą mieszanką i nie ma czegoś takiego, jak "czystej krwi Polak".
Czy obserwujecie, że hejtu i hejterów jest więcej, czy może dzięki internetowi mają szersze pole do "popisu"?
Z jednej strony takie egalitarne medium, jak internet, sprawiło, że każdy może się wypowiedzieć i każdy ma możliwość dotarcia do szerokiej grupy odbiorców. Z pewnością hejterzy są więc bardziej widoczni. Ale internet był też 5 czy 3 lata temu. Może trochę zmieniały się narzędzia, ale i tak każdy mógł się w internecie pokazać.
Obecnie coraz szersze grupy społeczne uważają, że nie ma nic złego w przyznaniu się do bycia rasistą. Na przykład jedna pani doktor pisze oficjalnie na swoim profilu na Facebooku "jestem rasistką i jestem z tego dumna". To jest zjawisko, które parę lat temu nie występowało. Zostało im wmówione, że rasizm jest postawą patriotyczną. To jest ta mityczna obrona Polski przed wynarodowieniem, tzw. islamizacją.
To chore poglądy. Jak można je wyleczyć? Napisać takiej osobie - "to złe, mylisz się", czy ignorować?
Jestem przeciwnikiem prowadzenia w internecie tzw. dyskusji. To nie są prawdziwe dyskusje, typowa dynamika takiej wymiany zdań w sieci to szybkie przejście od racjonalności od pyskówki, argumentów ad personam, gdzie jedna strona mówi "jesteś pisiorem", druga "a ty zdrajcą Polski, lewakiem" itd.
Uważam, że nie należy dyskutować. To jest tak, jak z klasycznym stalkingiem. Specjaliści mówią, że ostatnim, co można zrobić wobec stalkera, to zareagować. Złością, nienawiścią itp. Stalker właśnie tym się karmi. Tu jest podobnie: takie osoby tylko utwierdzają się w swoim poglądzie. "Tak, mam rację, bo te lewaki mnie atakują".
Do tego dochodzi zjawisko internetowego męczennictwa. Ludzie chwalą się wręcz tym, że dostali bana na Facebooku, bo to znaczy, że mają rację, bo to przecież "lewackie medium a Zuckerberg jest Żydem".