Sto miliardów na inwestycje w kolej – mogłoby się wydawać, że premier Morawiecki podczas spotkania z kolejarzami rzucił na stół wielkie pieniądze. Zapowiedział, że ta suma zostanie wydana w ciągu 10-12 lat. Jest to teza niezbyt śmiała i brak jej pokrycia w faktycznych działaniach. Bo Morawiecki obiecał coś, co sfinansują (albo nie) inni premierzy.
Kwota, jaką rzucił premier mogłaby się wydawać niesamowita. Ale taka nie jest i to z kilku powodów. Po pierwsze – rząd i tak dopłaca do kolei kilka miliardów rocznie. W 2017 było to ok. 6 mld, w 2018 – 10 mld złotych. Oczywiście mowa o wszystkich wydatkach, wchodzą w to również dopłaty do przewozów pasażerskich.
Mimo wszystko, jeśli tę sumę pomnoży się przez 10 – 12, przestaje robić wrażenie. Bo i tak owe 100 mld w ciągu dekady wydalibyśmy właśnie na kolej. Oczywiście nie da się pominąć kwestii środków europejskich – trzeba je najpierw zdobyć.
Na kolejną bardzo istotną sprawę zwraca uwagę Maciej Stańczuk, doradca konfederacji Lewiatan.
– Premier dodał chwilę później, że na utrzymanie kolei w ciągu najbliższych 5 lat będą wydane 24 miliardy złotych. Mateusz Morawiecki uwielbia wymieniać duże kwoty, szczególnie w zestawieniu z tym, co robili poprzednicy. Postanowiłem to sprawdzić – mówi Stańczuk w rozmowie z INNPoland.pl.
Przypomina, że dla każdego jest jasne, iż każda inwestycja wymaga przeznaczania odpowiednich środków na jej bieżącą konserwację, utrzymanie itd. O ile jednak w przypadku np. autostrad mamy specjalne opłaty i fundusze na remonty, o tyle koleje są dotowane przez rząd. Być może myślano kiedyś o dopłatach do biletów, ale z pewnością spotkałoby się to z oporem społecznym.
Kto wyda 100 mld zł?
– Później spojrzałem do ustawy budżetowej, gdzie na ten cel nie przeznaczono miliardów, jak można byłoby się spodziewać. Pojawia się tam bardzo skromna kwota 300 milionów złotych na 2019 rok – mówi Maciej Stańczuk.
Dodaje, że wbrew temu, czego można byłoby się spodziewać, pieniądze na utrzymanie linii kolejowych nie zostały wpisane w jakiś program i zagwarantowane w kolejnych ustawach budżetowych. Za każdym razem odpowiedni minister odpowiedzialny na infrastrukturę będzie więc musiał wnioskować o środki na ten cel. Oczywiście bez gwarancji, że dostanie odpowiednio dużo pieniędzy, by wystarczyło na remonty linii kolejowych.
– W utrzymywaniu infrastruktury pieniądze powinny być rozłożone mniej więcej równomiernie. Nie może być tak, że przez 4 lata nic nie wydajemy a potem, w piątym roku, wydajemy ponad 20 miliardów. To tak nie funkcjonuje, to nie jest budowa jakiegoś nowego projektu, tylko utrzymanie istniejących. Żeby odnieść jakiś istotny efekt ekonomiczny, infrastruktura powinna być cały czas utrzymywana w dobrym stanie – tłumaczy Stańczuk.
Obietnice wyborcze
Ekspert dodaje, że premierowi za cztery lata nikt nie przypomni, że nie wywiązał się z obietnicy. W ten sposób dochodzimy do kolejnej kwestii.
Obecny budżet jest krojony pod wybory, czyli - jak przypomina Maciej Stańczuk - musi być zbilansowany. Na dodatek zapewne obejmuje jakieś poduszki finansowe na ewentualne kolejne obietnice finansowe dla różnych grup społecznych.
Nie ma żadnej pewności, że za kilka miesięcy premierem będzie dalej Mateusz Morawiecki. Inwestycje w koleje obiecał więc nie w imieniu swoim, lecz przyszłych decydentów. Fakt, że nie zagwarantował obiecanym inwestycjom finansowania, nie powinien więc dziwić.