Afera z nielegalnym ubojem krów, która szybko zyskała rangę międzynarodowej, skutecznie zmobilizowała resort rolnictwa do zmian systemowych. – Dokument dotyczący zmian w Inspekcji Weterynaryjnej jest już gotowy, w przyszłym tygodniu trafi do premiera i prac rządowych – zapowiedział wiceminister rolnictwa Szymon Giżyński.
– Okazja czyni złodzieja, a ta okazja to wadliwe działający system weterynaryjny – przyznał wiceminister resortu Szymon Giżyński na antenie TVP Info w odpowiedzi na pytanie, dlaczego doszło do nielegalnego uboju zwierząt.
Zmiany w ustawie
Giżyński zapowiedział zmiany w ustawie, które „ogromnie wzmocnią” Inspekcję Weterynaryjną. Nowe przepisy mają zakończyć tzw. „system wyznaczania”, kiedy to państwowy lekarz powiatowy, zarabiający 4 tys. zł, oddelegowuje do obsługi ubojni i rzeźni lekarza prywatnego, zarabiającego kilkanaście tys zł.
Według wiceministra zwiększenie państwowej kontroli weterynaryjnej znacznie utrudni proceder nielegalnego uboju. Jak wyjaśnił, dziś weterynarz prywatny odwiedzający ubojnie czy rzeźnie, powoli staje się ich pracownikiem. Kiedy jednak pałeczkę przejmą urzędnicy, przeskoczenie przepisów nie będzie takie łatwe.
Skuteczne narzędzie
Skąd resort weźmie pieniądze na przeprowadzenie tych zmian? Giżyński enigmatycznie wspomina o „skutecznym narzędziu”, które nie nadwyręży państwowego budżetu. Zdradza, że pieniądze na wzmocnienie inspekcji ministerstwo uzyska z pieniędzy, które zarabiają lekarze za wyznaczenia.
Działania resortu rolnictwa to pokłosie reportażu "Superwizjera", w którym na jaw wyszło, że mięso z "leżaków", czyli chorych i padłych krów, jest sprzedawane na terenie kraju i eksportowane za granicę. W ubojniach w całej Polsce trwają właśnie kontrole inspektorów z Komisji Europejskiej.
Afera z wołowiną pochodzącą z chorych krów trochę mniej dziwi, gdy weźmie się pod uwagę niskie zarobki polskich lekarzy weterynarii. Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, nie dość, że weterynarzy jest za mało, to jeszcze większość lekarzy wyciąga zaledwie 2,5-3 tys. zł netto, a zdarzają się przypadki osób zarabiających 1,6 tys. zł.