Jeszcze w poniedziałek w Sejmie ma wylądować ustawa antykorupcyjna autorstwa polityków Kukiz'15. Głównym założeniem jest wykluczenie osób z wyrokami za korupcję z polityki i wszelkich relacji ze sferą publiczną. Problem w tym, że cała inicjatywa ma się podobać wyborcom, a nie rozwiązywać jakikolwiek realny problem. Więcej, może się finalnie okazać młotem na politycznych przeciwników.
– Dzisiejsza atmosfera przypomina mi czas po aferze Rywina – mówi nam dr Grzegorz Makowski, ekspert forumIdei i wykładowca Collegium Civitas. – Wówczas też mieliśmy festiwal pomysłów na to, jak wypalić korupcję, oczyścić „wszystko ze wszystkiego” i „na zawsze”. W takiej atmosferze rodzą się najbardziej kontrowersyjne i niebezpieczne pomysły: na przykład ustawa o CBA. Biuro w pierwszych latach swojej działalności zasłużyło się wieloma niesławnymi akcjami, a sama ustawa okazała się w dużym stopniu niekonstytucyjna – dodaje.
Co konkretnie ma zawierać ustawa, którą złożą w Sejmie politycy Kukiz'15 – dokładnie nie wiadomo, bo do poniedziałkowego popołudnia tekst proponowanego aktu nie był dostępny na sejmowych stronach. Wszystko, co wiadomo, to zapowiedzi samego Kukiza.
Poparcie ludu
– Ustawa będzie przede wszystkim mówiła o tym, że osoby skazane za przestępstwa korupcyjne będą pozbawiane biernego prawa wyborczego – zapowiadał lider ugrupowania w wywiadzie dla TVP Info, udzielonym jeszcze w niedzielę. – Nie będą mogły startować w wyborach ani do parlamentu, ani do samorządu – dorzucał.
To zresztą nie koniec. – Będą pozbawione też możliwości zasiadania zarządach i radach spółek Skarbu Państwa i samorządowych – dowodził Paweł Kukiz. – Nie będą mogły pracować w wymiarze sprawiedliwości, nie będą mogły ubiegać się o zamówienia publiczne – kwitował.
Przy czym jasno też wyłożył, że nie liczy specjalnie na poparcie innych partii w Sejmie, bardziej na poparcie (jak należałoby to rozumieć) przeciętnego wyborcy. – Myślę, że obywatelom taka ustawa, która ukróci korupcję, będzie się bardzo podobała – dorzucał. – To czysty populizm – ucina jednak Makowski.
– Tak rodzą się zwykle rozwiązania irracjonalne i złej jakości prawo – podkreśla ekspert forumIdei. – Jeśli zostaje uchwalone, służy głównie walce politycznej, a nie realnemu przeciwdziałaniu korupcji. A politycy chętnie walczą z korupcją w deklaracjach. Kiedy sami są już u władzy, zwykle wykorzystują takie niedorobione instrumenty przeciwko swoim oponentom – kwituje.
Wysyp antykorupcyjnych przepisów
Opublikowany niemal dokładnie rok temu Indeks Percepcji Korupcji 2018, przygotowany przez Transparency International, wskazywał, że antykorupcyjne kampanie ostatnich lat niewiele zmieniły sytuację w Polsce: nasz kraj spadł z 29. na 36. pozycję w zestawieniu, straciliśmy 2 pkt w porównaniu do poprzedniego roku i byliśmy w podobnej sytuacji jak w 2013 r.
Transparency International skupiło się wówczas na Węgrzech, które doświadczyły radykalnego spadku w rankingu. – Rumunia i Polska niebawem znajdzie się w tej samej sytuacji, biorąc pod uwagę niepokojące ruchy władz w kierunku ograniczenia niezależności sądownictwa, swobody działania organizacji społecznych i mediów – twierdził Carl Dolan, dyrektor TI w Europie.
O ironio, w tym samym czasie wchodziły w życiu kolejne rygory, mające utrudniać życie łapówkarzom. – Dorobiliśmy się już za tej władzy znacznego zaostrzenia przepisów antykorupcyjnych: wzrósł wymiar kar, pojawiły się nowe uprawnienia prokuratury i nowe typy przestępstw korupcyjnych. Były też różne szalone pomysły. W 2017 r. pokazano projekt ustawy o jawności życia publicznego, który przewidywał m.in. ujawnienie oświadczeń majątkowych nawet 2 mln osób – wylicza Makowski.
Plus inne dziwaczne pomysły. – Mamy w Sejmie projekt ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych, która daje gigantyczne wręcz uprawnienia prokuraturze, dotyczące m.in. ścigania osób prawnych: firm, organizacji, partii, kościołów – dorzuca ekspert. – Nadużywanie takich przepisów przez upolitycznioną prokuraturę może się okazać zagrożeniem dla swobód obywatelskich i prawa własności – podsumowuje.
Oszuści i złodzieje nie wystartują
O tym, że za zapowiadaną przez Kukiz'15 ustawą antykorupcyjną, być może niewiele się kryje, świadczy fakt, że w sporej mierze nowy akt zdublowałby już istniejące przepisy – choćby wprowadzony do konstytucji w 2009 r. zakaz kandydowania do parlamentu osób skazanych prawomocnym wyrokiem na karę więzienia za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego, a zatem i za korupcję.
– To np. podstawa sporu o sprawowanie urzędu w Łodzi przez Hannę Zdanowską. PiS chce je właśnie zaostrzyć – np. utrata biernego prawa wyborczego za każde przestępstwo, czy to zagrożone pozbawieniem wolności czy też grzywną – komentuje Makowski. – Na pierwszy rzut oka wygląda to super. Oszuści i złodzieje nie mogliby startować w wyborach. Dopóki nie uświadomimy sobie, że wyrok i grzywnę można zarobić całkiem łatwo, na przykład za pomyłki w zeznaniu podatkowym – dodaje.
Dla eksperta proste recepty są bardziej zagrożeniem niż rozwiązaniem problemu. – Wyścig na radykalne, nieprzemyślane pomysły antykorupcyjne łatwo zaprowadzi nas do mrocznego miejsca, gdzie walka z korupcją okaże się walką z demokracją – ucina Makowski. Oby się mylił, bo nagle rozpalony – być może na bazie ostatnich skandali wokół KNF, NBP, Orlenu czy wieżowca spółki Srebrna na Woli – antykorupcyjny żar może płonąć jeszcze przez długie miesiące, jeśli nie lata.