Na ostatniej konwencji Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło swój program wyborczy, polegający w znacznej mierze na wdrażaniu kolejnych programów społecznych wartych ok. 40 mld złotych. Wydanie takie sumy wymagałoby nowelizacji budżetu, ale politycy PiS odżegnują się od takiego rozwiązania. Skąd wezmą pieniądze?
– Nie przewidujemy nowelizacji budżetu – oświadczył szef MSWiA Joachim Brudziński, pytany w TVP Info, kiedy może ona nastąpić w związku z nowymi propozycjami PiS.
– Jak jest dobry gospodarz, to są też pieniądze; wcześniej gdzieś uciekały – podkreślił minister.
Podobne zapowiedzi wychodzą też z ust rzeczniczki rządu Joanny Kopcińskiej czy Jacka Sasina, sekretarza stanu w KPRM.
Rząd nie wie, ile zapowiedzi będą kosztować
Szefowa resortu pracy Elżbieta Rafalska oceniała, że propozycje PiS będą kosztować 20 mld zł rocznie. Premier Morawiecki stwierdził, że chodzi o sumę 30 – 40 miliardów. Wydaje się, że ta ostatnia suma jest najbliższa rzeczywistości, bo już od dawna wiadomo, że samo wprowadzenie dodatku 500+ na każde dziecko to koszt 19 mld złotych rocznie.
Do tego dochodzi dodatek emerytalny w wysokości 1100 zł na każdego emeryta. A skoro jest w ich w Polsce ponad 9,1 miliona, rachunek sięgnie ponad 10 mld złotych. Nie są znane koszty zwolnienia osób w wieku do 26 lat z podatku dochodowego oraz innych propozycji PiS.
Skąd pieniądze na 500+ i emerytury?
Skoro przedstawiciele PiS, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, nie zamierzają nowelizować budżetu, pochodzenie pieniędzy na ich obietnice pozostaje zagadką.
Forsal.pl pisze, że Ministerstwo Finansów chce przynajmniej częścią tych wydatków obciążyć ZUS. Resort przyznał, że stamtąd mają pochodzić pieniądze dla emerytów. Poza tym w budżecie prawdopodobnie ukryto różne pieniądze w postaci rezerw. Przypomina o tym posłanka Izabela Leszczyna z PO. Jej zdaniem rząd szykował się do takiego wariantu.
– W trakcie prac nad budżetem zwracałam uwagę na duże sumy zapisane w rezerwach. Przy okazji zniesione zostały limity dotyczące ich wielkości. Na pokrycie nowych wydatków zapewne pójdą też pieniądze zaoszczędzone na inwestycjach, których nie udaje się rządowi zrealizować. Zostaną przeznaczone na kupowanie głosów Polaków – podkreśla Leszczyna.