W sensie subiektywnym odpowiadały prawdzie" – pisze prokuratura, która zajmowała się fałszywymi oświadczeniami majątkowymi urzędników kancelarii premiera za czasów Beaty Szydło. Jednocześnie przyznaje, że faktycznie złamali oni prawo, ale ich działania "nie były zamierzone". Więc śledczy nie zamierzają żądać dla nich kary.
Problem w tym, że – jak dowiedziała się Gazeta Wyborcza – Plakwicz Matczuk założyli swoją spółkę jeszcze jako urzędnicy kancelarii premiera. Tymczasem prawo zakazuje urzędnikom prowadzenia działalności gospodarczej.
Prokuratura po doniesieniu posłów opozycji musiała zająć się sprawą. Ale po wielu miesiącach śledczy doszli do wniosku, że w zasadzie to Plakwicz i Matczuk zrobili źle, prawo złamali, ale ich działanie "nie było zamierzone" i "według wszelkiego prawdopodobieństwa" wynikało z niewiedzy.
Subiektywna prawda górą
Co więcej, zdaniem prokuratury byli urzędnicy nie chcieli kłamać w pierwszym oświadczeniu majątkowym, a po prostu nie wiedzieli, że ich firma została już zarejestrowana. Według niej również złożenie kolejnego fałszywego oświadczenia majątkowego przez Piotra Matczuka "nie wskazuje na chęć ukrycia tych danych, tym bardziej że (…) podaje on ich dokładną liczbę i nazwę podmiotu". Doprowadziło to prokuraturę do wniosku, że kwestionowane oświadczenia majątkowe "w sensie subiektywnym odpowiadały prawdzie".
Jak zaznacza Stankiewicz, śledztwo prowadzone było na najwyższym szczeblu Prokuratury Okręgowej w Warszawie - pod odmową wszczęcia sprawy podpisany jest prokurator Paweł Szpringer, zastępca prokuratora okręgowego.