Niemal pewne jest, że rząd zawiesi tzw. stabilizacyjną regułę wydatkową – twierdzi prof. Stanisław Gomułka, ekonomista, były wiceminister finansów. To pokłosie tzw. piątki Kaczyńskiego, która – w ocenie ekspertów – spowoduje zwiększenie wydatków budżetu o 30 mld ponad dopuszczalny limit.
Prof. Gomułka przedstawił te wyliczenia podczas posiedzenia Gospodarczego Gabinetu BCC.
– Proponowana seria pięciu nowych wydatków w 2020 r. i później, a także inne, nowe wydatki budżetowe oznaczają - w sytuacji malejącego tempa wzrostu PKB - duże ryzyko powrotu do rosnącego deficytu sektora finansów w relacji do PKB do poziomu bliskiego 3 proc. PKB w 2020 roku, a w kolejnych latach ryzyko wejścia Polski z powrotem w obszar nadmiernego deficytu – mówił prof. Gomułka.
Co to oznacza w praktyce?
Po pierwsze, rośnie ryzyko wzrostu długu publicznego w relacji do PKB przez szereg lat, z perspektywą przekroczenia konstytucyjnego progu 60 proc. za kilka lat.
– W międzyczasie, samo przekroczenie progu 3 proc. PKB oznaczałoby znaczny wzrost kosztu obsługi długu publicznego – powiedział prof. Stanisław Gomułka. Słowem – będziemy musieli płacić wyższe odsetki za pożyczane pieniądze. Zdaniem Gomułki brakuje ze strony minister finansów i rządu propozycji działań, które miałyby do tych przekroczeń nie dopuścić.
Inny ekonomista związany z BCC, Zbigniew Żurek, przypomina, że w związku z postulatami nauczycieli z "piątki" zaraz zrobi się "szóstka".
– Pracodawcy popierają ich postulaty i z determinacją próbują pomóc stronom dojść do porozumienia. Zaproponowali, aby w przypadku przedstawienia przez rząd oferty podwyżek płac nauczycieli, część brakujących środków na ten cel, jednorazowo (tj. w budżecie 2019 r.) sfinansować ze środków Funduszu Pracy. Jest to racjonalna propozycja, zwłaszcza w świetle wielu innych stałych obciążeń tego Funduszu, które z aktywizacją zawodową nie mają nic wspólnego, jak choćby ostatnie wydatki związane z tzw. 13. emeryturą. Jeśli nie dojdzie do tego porozumienia, to przegramy wszyscy – skomentował Żurek.
Prąd elektryzuje gospodarkę
Kolejnym kosztownym problem jest dla Polski tykająca bomba w energetyce. Chodzi o ręczne sterowanie całym sektorem, nietrafione inwestycje i skutki zamrożenia cen energii. Ekonomiści BCC wskazują na konieczność jak najszybszego uchylenia ułomnych regulacji zawartych w przyjętej w grudniu ub. roku ustawie o cenach energii elektrycznej.
– Jej skutki są odczuwalne już teraz: firmy energetyczne zawieszają sprzedaż, obroty na Towarowej Giełdzie Energii sięgają dna, mimo że od 1 stycznia cały prąd musi być sprzedawany przez TGE. Klienci są zdezorientowani i wstrzymują się z zakupem na kolejne kwartały czy lata. Filozofię tej ustawy oceniam wyjątkowo negatywnie. W dłuższej perspektywie istnieje realna obawa, że w energetyce nastąpi powrót do gospodarki nakazowo-rozdzielczej ze wszystkimi jej konsekwencjami – podsumował były wicepremier dr Janusz Steinhoff.
W służbie zdrowia nie lepiej
Sytuacja pacjentów nie poprawia się: kolejki do leczenia nie skracają się tylko wręcz rosną, a szpitale, szczególnie powiatowe, toną w coraz większych długach. Na dodatek – jak wskazują ostatnie statystyki GUS – długość życia Polaków już drugi rok z rzędu ulega skróceniu. W ubiegłym roku zmarło najwięcej Polaków od czasów II wojny światowej.
– Jak wskazują tegoroczne działania, zdrowie nie jest priorytetem państwa. Środki na ten cel są dalece niewystarczające w stosunku do potrzeb. W dodatku, jak twierdzą eksperci, obiecana kwota nakładów na ochronę zdrowia do 2024 roku została uszczuplona o kwotę 10 mld zł na skutek odmiennego od uzgodnionego w ramach negocjacji roku odniesienia do wyliczeń wzrostu i uwzględnienia w tych wydatkach innych kosztów niż koszty świadczeń zdrowotnych – mówiła Anna Janczewska, minister ds. systemu ochrony zdrowia w Gospodarczym Gabinecie Cieni BCC.