Prezydent zgodnie z oczekiwaniami podpisał przesłaną mu ustawę, znoszącą limit 30-krotności dla PPK. Oznacza to, że z pensji osób zarabiających powyżej 11 912 zł brutto miesięcznie (8 367 na rękę) będą potrącane składki w pełnej wysokości. O ile oczywiście się z PPK nie wypiszą, co w tej sytuacji jest dość prawdopodobne.
Słynny limit 30-krotności stawek to bardzo łakomy kąsek dla rządu. W skrócie chodzi o to, że najlepiej zarabiający pracownicy – chodzi o sumę powyżej 8367 zł na rękę miesięcznie – nie muszą płacić składek ZUS od pełnej wartości swoich zarobków. ZUS rośnie wraz z pensją, ale jest ograniczony tym właśnie limitem – inaczej tacy pracownicy z pewnością wybraliby inne formy zatrudnienia, byłoby to też bardzo obciążające dla pracodawcy, ponoszącego przecież sporą część kosztów ozusowania stosunku pracy.
Rządzący nieraz przymierzali się do tego kroku, licząc na tłustą kwotę ponad 5 miliardów złotych dodatkowo wpadających rocznie do budżetu – oczywiście w teorii. Zawsze jednak wycofywali się z tego pomysłu pod wpływem krytyki pracowników i pracodawców.
Obecna sytuacja jest wyłomem w zasadzie limitu 30-krotności. Otóż zgodnie z ustawą wchodzącą w życie 14 dni po podpisie Andrzeja Dudy, limit nie będzie obowiązywał w systemie Pracowniczych Planów Kapitałowych.
To dodatkowa forma oszczędzania, na którą złożą się pracownicy i pracodawcy. Na każde konto w PPK będą wpływać: składka powitalna (250 zł), dopłata roczna (240 zł), podstawowa składka od pracownika (1,5 wynagrodzenia), dobrowolna składka pracownika (do 2 proc.) oraz wpłaty od pracodawcy – obowiązkowe 1,5 proc. wysokości wynagrodzenia i do 2,5 proc. składki dobrowolnej. Minimalna składka, jaka wpłynie na nasze konto w PPK wyniesie 3,5 proc. wysokości wynagrodzenia, maksymalna – nawet 8 procent.
Co oznacza zniesienie limitu?
Owe minimalne 3,5 proc. miało być pierwotnie objęte limitem, czyli od zarobków powyżej 8 367 na rękę nie byłoby już pobierane. A teraz będzie. Na razie nie wiadomo, jak Polacy podejdą do PPK. W sieci pojawia się sporo zapowiedzi rezygnacji z tego programu.
Co ciekawe, pod tekstami dotyczącymi tego tematu pojawiają się wpisy z anonimowych lub fałszywych kont, wychwalające tę formę oszczędzania. Wygląda więc na to, że podmioty odpowiedzialne za jego wdrożenie wykupiły płatne kampanie w mediach społecznościowych, by zachęcić Polaków do PPK.
Jeśli ktoś nie będzie chciał gromadzić środków w PPK, będzie mógł złożyć swojemu pracodawcy deklarację o rezygnacji z PPK. Taka deklaracja będzie obowiązywała jedynie przez 4 lata. A potem znowu trzeba będzie ją złożyć, bo inaczej zostaniemy automatycznie znowu przypisani do PPK, dostaniemy o 1,5 proc. mniejszą wypłatę i tak dalej.
Nie można się też dziwić, ze rząd bardzo nie chce, byśmy wycofywali się z PPK. Pierwsze utrudnienie to konieczność odnawiania rezygnacji co 4 lata. Druga to wzór rezygnacji: kilkustronicowy dokument, na którym trzeba złożyć 7 podpisów. Wygląda to kuriozalnie, nie wiadomo też, co się stanie, jeśli ktoś podpisze dokument np. tylko w 4 miejscach, nie rezygnując np. z premii od rządu.