Postawił ultimatum: ma wyjść na wolność albo sypnie wszystkich ludzi, którzy nim manipulowali, to zaś wstrząśnie obozem władzy. Marek Falenta, biznesmen skazany za zlecenie organizacji całego systemu podsłuchów w ekskluzywnych restauracjach. Jakim cudem udało mu się wejść do pierwszej ligi i kto mu pomógł?
Rozłożył na łopatki poprzedni rząd Platformy Obywatelskiej, ale wcześniej położył swój wart dziesiątki milionów złotych biznes. Marek Falenta grozi, że zorganizuje partii rządzącej piekło, przy którym Watergate to kłótnia przedszkolaków.
Dziennik "Rzeczpospolita" dotarł do treści wniosku o ułaskawienie, jaki Marek Falenta napisał do Andrzeja Dudy jeszcze z więzienia w Hiszpanii. Falenta grozi, że jeśli nie będzie wolny, ujawni, kto za nim stał w tzw. aferze taśmowej. W liście jako osobę, która namawiała go do organizacji nagrywania polityków PO, skazany biznesmen wymienia Stanisława Kostrzewskiego.
Co może powiedzieć Falenta?
Nasuwa się kilka poważnych pytań o stosunek polskich służb do Falenty. W końcu węglowy biznesmen przez nikogo nie niepokojony wyjechał do Hiszpanii i tam znalazł schronienie. Wiele osób zadaje sobie pytanie, jakim cudem ten facet zbudował potężną firmę handlującą węglem.
Czy tak naiwny i nieuczciwy jednocześnie człowiek, którym służby i politycy sterowali jak chcieli, byłby w stanie funkcjonować w świecie handlu węglem bez czyjejś wydatnej pomocy? A może po prostu miał niewiarygodne szczęście – które w końcu się przecież od niego odwróciło, bo jego biznes runął z hukiem?
Jest jeszcze trzecia możliwość – Falenta ciągle w coś gra. Nie da się tego wykluczyć, ale problem Marka Falenty polega na braku wiarygodności. Nie zapominajmy, że został skazany, zwiał z Polski, złapano go w Hiszpanii i został już przewieziony z powrotem do Polski.
Już na pierwszy rzut oka widać, że Falenta panicznie boi się więzienia. Został skazany na stosunkowo krótki pobyt za kratami – to tylko 2,5 roku. Bardzo chce wyjść wcześniej, do tego stopnia, że de facto szantażuje partię rządzącą i prezydenta Dudę.
Kim jest Falenta?
Falenta w 2000 roku wystartował ze swoim pierwszym biznesem – skupował długi szpitali. Spółkę sprzedał w 2006 roku za 450 mln złotych i zaczął działać w różnych sektorach.
Warto przypomnieć, że w 2009 roku został prawomocnie skazany za pomoc w oszustwie polegającym na próbie wyłudzenia kredytu.
Chwilę później zaczął handlować węglem i był to biznes dość brudny – nie tylko w przenośni. Węgiel sprowadzany z Rosji i Kazachstanu oferowany był jako polski, nieprawidłowości dotyczyły także jego jakości i ilości. Tworzono przy tym "fikcyjną dokumentację związaną z dystrybucją węgla, części transakcji w ogóle nie ewidencjonowano" – stwierdzili śledczy.
Nie wiadomo jak biznesmen rozpoczął współpracę z ABW i CBA. Ale służby raczej nie szukają informatorów w gronie krystalicznie czystych przedsiębiorców.
Falenta grozi, że opowie to, co wszyscy w zasadzie wiedzą – iż zorganizował podsłuchy na zlecenie swoich politycznych mocodawców. Wysyła tym kilka sygnałów, być może nieświadomie. Jeden z nich brzmi "jeśli robisz interesy, wystrzegaj się współpracy ze służbami i politykami". Falentę wykorzystano i zostawiono na lodzie. Drugi sygnał od Falenty to ostrzeżenie dla innych biznesmenów – że zrujnowanej reputacji nie odbuduje się pakując się w kolejne afery i stawiając ultimatum prezydentowi.
Nawet jeśli Falenta ujawni swoją wiedzę, to jest dla niego już za późno. Został przez polityków przeżuty, wyssany i wypluty. Raczej nie uda mu się położyć kolejnego rządu – chyba że to, co powie, będzie prawdziwą petardą. Można mieć praktycznie pewność, że nie zostanie ułaskawiony – dla PiS byłoby to jak przyznanie się do winy. Tak się kończy współpraca ze służbami i politykami w polskim wydaniu.