Wakacje nad Bałtykiem wielu kojarzą się z wypadem do nadmorskiej knajpy na świeżo złowioną, smażoną rybę. Najpopularniejsze w menu tamtejszych restauracji są flądra, śledź oraz dorsz. Niestety stan tej ostatniej ryby w Bałtyku jest coraz gorszy. Sytuacji może nawet nie poprawić interwencja Komisji Europejskiej, która według polskiego ministra gospodarki morskiej jest znacznie spóźniona.
Spóźniona reakcja
— Komisja Europejska zaproponuje wstrzymanie połowów dorsza ze stada wschodniobałtyckiego na pół roku, ale to nie wystarczy — powiedział PAP minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk. Według ministra stan ryb tego gatunku w Morzu Bałtyckim jest po prostu zły.
Jak zauważa w rozmowie z Agencją, fatalna struktura ilościowa i jakościowa dorsza w Polsce obserwowana jest od kilku lat. Konsekwentne podnoszenie kwot połowowych gatunków, którymi dorsz się żywi, takich jak śledź czy szprot, doprowadziło do załamania łańcucha pokarmowego bałtyckiej chluby.
Długofalowy plan
W odpowiedzi na problem Komisja Europejska zaproponuje zerowe kwoty połowowe dla dorsza wschodniego, jednak zdaniem Gróbarczyka jest to spóźniona reakcja. W dużej mierze winą za obecny stan dorsza obarcza Szwecję, której „zachowanie było całkowicie nieracjonalne”, gdyż blokowała ona wprowadzenie okresów i obszarów ochrony dla dorsza.
Polska rekomenduje, by połowy dorsza ze stada wschodniego były wstrzymane na dłużej niż na pół roku, co zamierza wprowadzić KE. Minister chce, by program odnowy był nie tylko „chwilowy i działający medialnie, ale by był długofalowy i osłonowy”.
O fatalnej sytuacji dorsza informowali również organizacje zajmujące się ochroną środowiska . Ostrzegały, że jeśli w tym roku rybacy dokonają odłowu, pozostałych ryb będzie zbyt mało, by mogły one w przyszłym roku odbudować stado. Z tego powodu wysłały listy do ministrów ds. rybołówstwa wszystkich państw członkowskich regionu Morza Bałtyckiego.