Polska pierwsza dama nie podeszła z entuzjazmem do pomysłu przyznania jej państwowej pensji. Podobne projekty pojawiają się co jakiś czas – budząc sporo kontrowersji. Spójrzmy, jak te kwestie rozwiązano w innych krajach.
Czym się zajmuje pierwsza dama?
To była już kolejna nieudana próba przyznania pensji pierwszej damie – pierwszy pomysł padł w 2016 r. Z podobnym postulatem wystąpiła też Anna Komorowska, żona byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Argumentów "za" jest całkiem sporo. Pierwsze damy na ogół muszą zrezygnować z pracy i poświęcić się byciu panią prezydentową. Zgodnie z protokołem dyplomatycznym towarzyszą mężom podczas podróży zagranicznych, są zapraszane na oficjalne imprezy etc.
Bała się ponoć nieprzychylnych komentarzy. Takie na pewno by się pojawiły – w końcu wiele osób stwierdziłoby, że przecież wybrali prezydenta, a nie prezydenta i jego żonę. Z pewnością byłaby również krytykowana wysokość apanaży.
Wpisanie do ustawy pensji dla tzw. pierwszej damy z pewnością zrodziłoby też sporo problemów organizacyjnych. Do tej pory Polska nie miała prezydenta-kobiety. Z pewnością taka sytuacja kiedyś jednak nastąpi, a wtedy pensję trzeba byłoby płacić mężowi pani prezydent.
Ustawa musiałaby więc skonstruowana niezwykle precyzyjnie i uwzględniać wiele scenariuszy. Także inne związki, niż małżeństwo – para prezydencka nie musi przecież być małżeństwem. Ba, nie musi też być heteroseksualna – i taka sytuacja również kiedyś nastąpi.
Kobiety na najwyższych państwowych stanowiskach zaczęły się pojawiać dopiero w latach 80. ubiegłego wieku. Islandia była pierwszym europejskim krajem, który miał prezydenta-kobietę. Ale do tej pory prezydentami zostało naprawdę niewiele pań. W tej chwili prezydentem Słowacji jest Zuzana Čaputová, Salome Zurabiszwili - Gruzji, Kersti Kaljulaid – Estonii, Kolinda Grabar-Kitarović – Chorwacji, Marie-Louise Coleiro Preca – Malty. Dosłownie kilka dni temu skończyła się kadencja Dalii Grybauskaitė na Litwie.
Czy żony i mężowie prezydentów dostają pensje?
Na świecie standardem jest niepłacenie żonom i mężom prezydentów. Najlepszym przykładem są Stany Zjednoczone. Tam prezydent zarabia 400 tysięcy dolarów rocznie. Jego żona (w USA do tej pory kobieta nie sprawowała funkcji prezydenta) dostaje okrągłe zero. Ma jednak pewne obowiązki dyplomatyczne i trudno sobie wyobrazić, by nie pojawiała się u boku męża na oficjalnych uroczystościach i w podróżach.
Pomysł, by płacić pierwszej damie, pojawił się też we Francji. Nie przeszedł – zaprotestowali przeciw temu sami Francuzi. Jednak delikatnie wstrząsnął nimi fakt, że Brigitte Macron korzysta z usług prezydenckiego fryzjera, a państwo płaci za to kilka tysięcy euro miesięcznie.
Złote fale żony prezydenta to jednak nic w porównaniu z 30 tysiącami euro, jakie kwartalnie wydawał na fryzjera poprzedni francuski prezydent, socjalista François Holland. Brigitte Macron wydaje jednak nieco więcej na makijaż niż żona jego poprzednika. Ale pensji nie dostaje.
Warto jednak zauważyć, że Andrzej Duda zarabia rocznie równowartość 70 tysięcy dolarów. Macron dostaje ponad 194 tysiące, a Donald Trump – 400 tysięcy dolarów. Ten ostatni przynajmniej w teorii, bo wiadomo, iż zrezygnował z pobierania pensji.
Identyczna sytuacja jest w Niemczech. Elke Büdenbender, żona prezydenta Niemiec, Franka-Waltera Steinmeiera zawiesiła swoją imponującą karierę prawniczki i poświęciła się byciu pierwszą damą.
Gdzie płaci się pierwszym damom?
Przede wszystkim w krajach afrykańskich i azjatyckich. Chodzi najczęściej o państwa, gdzie prezydent bądź inna głowa państwa ma zapewnione bardzo wysokie zarobki – o wiele wyższe, niż w krajach Europy. O wiele więcej, niż Andrzej Duda zarabiają choćby prezydenci Namibii (prawie 100 tys. dolarów), Rwandy (85 tys. dol.), czy Somalii (120 tys. dolarów).