Kiedy rząd PiS triumfalnie ogłaszał plany przekopu Mierzei Wiślanej nie spodziewał się, że stworzy niebywałą atrakcję turystyczną – jedyny na świecie kanał naziemny, składający się z połaci ściętych drzew.
Tzw. przekop Mierzei już zaczyna przyciągać tysiące turystów – stał się nieoczywistą i nieoczekiwaną atrakcją. Dla jednych to symbol potęgi naszego rządu i mocarstwowych planów, dla innych – niepotrzebnego marnowania pieniędzy i bezsensownego niszczenia środowiska.
Na samym Facebooku znaleźć można dziesiątki zdjęć, jakie turyści robią sobie na miejscu planowanej inwestycji, podobnie jest na Twitterze. Okazało się, że wycięty pas drzew, wyglądający z nieba jakby w poprzek zalesionej mierzei przejechała maszynka do strzyżenia, prowadzona ręką pijanego golibrody.
Wiele zdjęć nie jest opisanych, niewielka część wyraża poparcie dla inwestycji. Sporo internautów pisze, że miejsce wygląda jak po nalocie dywanowym, że mieszkańcy porozwieszali protestacyjne bilbordy.
Na miejsce przyjeżdżają setki turystów a w ślad za nimi dziennikarze, pytający o odczucia.
– Za rogatkami Nowego Świata lesista sceneria nagle się urywa. Okolica wygląda jak po przejściu trąby powietrznej. Okropną pustkę wypełniają jedynie zaparkowane auta i majaczące z oddali ludzkie sylwetki. Nie mamy wątpliwości, że właśnie dojechaliśmy na miejsce – piszą dziennikarze Gazety Wyborczej, którzy wybrali się na miejsce przekopu.
Relacjonują, że na punkt widokowy prowadzi piaszczysta ścieżka. A turystom z pomocą przychodzą specjalne znaki. Na jednym z nich ktoś nabazgrał: „Dziki kraj, dziki przekop", „Je...ć PiS” i „500 plus”.
O tę nową turystyczną atrakcję pytamy w urzędzie miasta Krynica Morska.
– Jest nią faktycznie, ja tamtędy codziennie przejeżdżam jadąc do pracy i z powrotem. Szczególnie wtedy, kiedy jest gorsza pogoda, ludzie wybierają to miejsce, żeby tam podjechać, przejść się wykarczowaną częścią lasu i tam sobie spacerują. Samochody zawsze tam stoją na poboczu. Ludzie oglądają tę wizualizację – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Jolanta Kwiatkowska, sekretarz miasta Krynica Morska, pełniąca jednocześnie funkcję Przewodniczącej Rady Gminy Stegna.
Na pytanie, czy mieszkańcy Mierzei zarabiają jakoś na tych turystach, odpowiada, że raczej nie.
– Ci turyści raczej nie przyjechali specjalnie w miejsce przekopu. Ale jak są w okolicy, wykorzystują ten nagłośniony temat i odwiedzają to miejsce. Ale nie jest to z pewnością punkt docelowy, nikt raczej nie planuje wakacji czy wycieczki na Mierzeję Wiślaną, żeby zobaczyć przekop. Robią to przy okazji – mówi nam Jolanta Kwiatkowska.
Dodaje jednak, że okazji do zobaczenia miejsca przyszłej inwestycji nie omijają turyści odwiedzający inne miejscowości w okolicy. Przyjeżdżają nawet z odległej o ok. 30 km Stegny. Przypomina, że teren inwestycji nie jest zabezpieczony, można na niego bez problemu wejść.
Las skoszono jak trawnik
Zdjęcia z Nowego Światu faktycznie pokazują postapokaliptyczny krajobraz. W ciągu zaledwie kilku dni, w asyście policji drwale wycięli pas lasu o długości 1300 i szerokości 800 metrów. Roboty wystartowały w lutym, dosłownie w chwilę po tym, jak wojewoda pomorski Dariusz Drelich podpisał dokumenty umożliwiające wycinkę, nadając jej rygor "natychmiastowej wykonalności". Kilkadziesiąt kilometrów dalej do akcji od razu ruszyła ekipa wycinająca drzewa.
Prawdopodobnie tajemnica została utrzymana z uwagi na spodziewane protesty ekologów w miejscu wyrębu lasu. Aktywiści zostali jednak kompletnie zaskoczeni – w internecie pojawiły się jedynie filmy nakręcone przez przejeżdżających kierowców. Widać na nich potężne siły rzucone do wycinki lasu. Harvestery momentalnie ścinały i kawałkowały dziesiątki sosen. Ruchem na zablokowanej przez maszyny drodze kierowała policja.
Od tamtej pory na miejscu wycinki nie pojawiają się żadne maszyny czy ludzie w odblaskowych kamizelkach. Jedynie turyści płyną szeroką rzeką albo pęczniejąc z dumy, albo w milczeniu oglądać dzieło zniszczenia wywołane podpisem wojewody i wolą rządu.
Według pierwotnych zapowiedzi rządu i dokumentów ciągle znajdujących się na stronach Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej inwestycja ma szanse wystartować w... 2018 roku. Cóż, zwolennicy przekopu nie mają się na razie z czego cieszyć, bo nie zaczęto jeszcze żadnych robót. Ba, ledwo udało się rozstrzygnąć przetarg – stało się to 15 lipca, w rocznicę bitwy pod Grunwaldem.
Przetarg na pierwszy etap prac wygrała belgijska spółka N.V. Besix SA ze spółkami NDI SA oraz NDI sp. z o.o. Cena za wykonanie prac wynosi dokładnie 992 mln 270 tys. 523 zł. To najniższa zaproponowana kwota. Tymczasem resort gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej na realizację pierwszej części inwestycji (czyli budowę portu osłonowego, kanału żeglugowego oraz sztucznej wyspy), chciał przeznaczyć ponad 718 mln zł. Cały przekop miał pochłonąć 880 mln złotych.Widać więc, że inwestycja już przekroczyła zakładane koszty. I to zanim w ogóle wystartowała, bo umowy nadal nie podpisano.
Kiedy przekop Mierzei ma być gotowy?
W październiku 2018 roku prezes PiS Jarosław Kaczyński wbił symboliczny słupek pod przekop Mierzei Wiślanej. W końcu grudnia minister Gróbarczyk mówił o tym, że w ciągu trzech miesięcy przetarg powinien być rozstrzygnięty. Te słowa są już dawno nieaktualne, nie wiadomo co z terminem zakończenia robót, planowanym na rok 2022.
Dotrzymanie harmonogramu prac może być niemożliwe, m.in. ze względu na pozostałości po walkach z okresu II wojny światowej – ich usunięcie jest niezbędne, by zacząć m.in. budować sztuczną wyspę. Niektóre firmy prognozują, że może to zająć nawet 6 miesięcy i w tym okresie trudno będzie prowadzić inne prace.
Kanał żeglugowy przez Mierzeję Wiślaną będzie miał 1,3 kilometra długości i 5 metrów głębokości. Ma umożliwić wpływanie do portu w Elblągu jednostek o parametrach morskich: zanurzeniu do 4 metrów, długości 100 i szerokości 20 metrów. Skróci drogę wodną o ponad 90 kilometrów w jedną stronę, a czas transportu o niemal 12 godzin. Stał się przy tym jedną z najbardziej kontrowersyjnych inwestycji ostatnich lat.