Kto by przypuszczał, że zwykłe szyszki chmielu mogą kryć związek, który jest jedną z najskuteczniejszych substancji przeciwstarzeniowych? Wielu próbowało znaleźć sposób na wprowadzenie jej do kosmetyków, jednak wszyscy na tym zadaniu polegli. Aż do czasu, kiedy o substancji usłyszały dwie Polki.
Nazwa tego związku może i nie jest zbyt dźwięczna – ksantohumol – ale kryje się za nią rzecz o naprawdę niesamowitych właściwościach. Ksantohumol (który w naturze kryje się m.in. w… szyszkach chmielu) jest bowiem jednym z najsilniej działających antyoksydantów – czyli substancji przeciwdziałających starzeniu się skóry. Badania wykazują, że kompleks ksantohumolu może być nawet 30-krotnie skuteczniejszy od witaminy C, która jest dzisiaj jednym z najpopularniejszych antyoksydantów.
Do tego ksantohumol działa m.in. przeciwgrzybiczo, przeciwbakteryjnie, wspomaga gojenie ran. Wszystkie te właściwości czynią z niego m.in. naprawdę ciekawą substancję czynną, która może być dodawana do kosmetyków.
Innym się nie udało
Ale skoro ksantohumol jest aż tak fantastyczny, to dlaczego w sumie piszę o wprowadzeniu go do kosmetyków jako o innowacji? Czyżby wszyscy inni informację o tym związku przegapili?
Otóż było wręcz przeciwnie. Nad metodą syntezy czystego ksantohumolu, która mogłaby być zastosowana w przemyśle, pracowali m.in. amerykańscy naukowcy. Nie wyszło im to jednak: proces ten jest bowiem długi i kosztowny.
I tak być może zakończyłaby się na najbliższe lata historia ksantohumolu, gdyby nie to, że o związku usłyszały dwie Polki, Paulina Stopczyk oraz Aneta Czaplicka. Miały za sobą doświadczenia m.in. w branży kosmetycznej oraz marketingu i stwierdziły, że związek ten mógłby się nieźle w kosmetyce sprawdzić.
– Podjęłyśmy współpracę z zespołem naukowym dr. Mariusza Bosiaka i laboratorium Synthex Technologies. Okazało się, że mieli oni już za sobą próbę podejścia do syntezy ksantohumolu, jednak za bardzo nie mieli pomysłu, co z tym zrobić i projekt został odłożony na półkę – wspomina w rozmowie z INNPoland.pl Aneta Czaplicka. Aby podjąć próbę wprowadzenia na rynek kosmetyków zawierających ksantohumol, założyły start-up DermoTech Beauty.
W czym tkwił problem?
Firma zdołała zdobyć finansowanie z programu Bridge Alfa prowadzonego przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, w którym 80 proc. pieniędzy pochodzi do NCBR, jednak pozostałe 20 proc. musi pochodzić od prywatnego inwestora. – Współpracujemy z funduszem inwestycyjnym INFINI oraz butikiem inwestycyjnym Rubicon Partners, które przez cały czas służą nam wsparciem dotyczącym spraw finansowych i budżetowych, pomogły nam też przygotować m.in. plan biznesowy na potrzeby Bridge Alfa – mówi Aneta Czaplicka.
Jak przyznaje, gdyby nie ta pomoc, projekt mógłby napotkać spore problemy. – Można z tego faktycznie wyciągnąć wniosek, że dużo świetnych pomysłów ginie w szufladzie, jeśli nie ma drugiej strony biznesowej, nie ma doświadczenia marketingowego, nie ma doświadczenia wprowadzania na rynek produktu – stwierdza.
Choć jednak o ksantohumolu sporo już było wiadomo, nawet zdobycie funduszy na badania nie gwarantowało przecież końcowego sukcesu. Sama praca nad nową ścieżką syntezy tego związku zajęła aż 12 miesięcy.
– Problem polega m.in. na tym, że wszystkie etapy syntezy związku są czasochłonne i wymagające. A to podraża koszty wytworzenia – tłumaczy Aneta Czaplicka.
Jednak zadziałało
Tej właśnie bariery nie udało się pokonać innym. Starali się oni uzyskać ksantohumol z szyszek chmielu, w których ten związek naturalnie występuje. Polski start-up wychodzi od innej substancji, udało mu się też zmniejszyć liczbę etapów syntezy. – Dzięki temu przeznaczamy mniej pieniędzy na syntezę, a na końcu otrzymujemy w 100 proc. czystą substancję. To właśnie pozwoliło myśleć o stosowaniu jej w kosmetykach – dodaje Aneta Czaplicka.
Inną kwestią było to, że otrzymany ksantohumol nie był stabilny w środowisku wodnym. Oznacza to po prostu, że bardzo szybko samoistnie przekształca się w inny związek, który już nie ma tych wspaniałych właściwości. A nikt przecież nie chciałby, żeby kupiony krem zrobił się bezużyteczny, ponieważ przez chwilę postał na półce.
– Nad tym właśnie problemem pracowaliśmy z laboratorium Synthex po poradzeniu sobie z syntezą ksantohumolu – opowiada Paulina Stopczyk. – Ostatecznie udało nam się „zamknąć” go w cyklodekstrynie, czyli substancji składającej się z merów glukozowych. Przyniosło to zresztą dobre efekty dla kosmetycznych zastosowań ksantohumolu: nie tylko jest on w tej formie o wiele stabilniejszy, ale też znacznie lepiej przenika do niższych warstw naskórka – czyli tam, gdzie powinien działać.
Produkt dla profesjonalistów
Produktów z linii Pro XN nie znajdziemy jednak w najbliższym czasie na półkach drogeryjnych. Jest to świadoma decyzja założycielek DermoTech Beauty.
– Wydaje nam się, że potencjał tej cząsteczki najbardziej docenią kosmetolodzy – stwierdza Aneta Czaplicka. Inna sprawa, że rynek medycyny estetycznej jest jednym z najszybciej rozwijających się na świecie i trzeba mieć na nim kartę przetargową – a czymś takim jest dla profesjonalistów fakt, że konkretny produkt jest dostępny tylko dla nich.
Polki nie wykluczają co prawda, że z czasem kosmetyki z ksantohumolem trafią na szeroki rynek – jednak na razie nie mogą narzekać na brak wyzwań. Pracują nad wejściem na rynek amerykański, a w naszym kraju od zera „tworzą” rynek dla swoich produktów.
– Nic dziwnego, że wiele klinik patrzy na nas trochę nieufnie: nie dość, że marka jest młoda, to jeszcze sprzedaje jakiś zupełnie nowy specyfik – mówi Aneta Czaplicka.
Właśnie dlatego DermoTech Beauty przyjęło „zaangażowany” model sprzedażowy. – Mamy oczywiście przedstawicieli, którzy pokazują produkt na początku, jednak po podjęciu współpracy każdy pracownik gabinetu czy kliniki jest przez nas przeszkolony z produktów i procedur zabiegowcyh. I jest to z naszego punktu widzenia bardzo dobra rzecz, gdyż w ten sposób szerzymy równocześnie wiedzę o ksantohumolu – podkreśla Paulina Stopczyk.