Inflacja przyśpiesza, a wraz z nią rosną ceny i spada siła nabywcza złotówki. Pod koniec roku pieniądze z 500+ będą już realnie warte ok. 450 zł. Plus jest jeden – w takiej sytuacji nie ma szans na podwyżkę stóp procentowych.
Inflacja przyśpiesza lawinowo. Jak wynika z danych GUS, w ujęciu rocznym w listopadzie 2019 r. wyniosła 2,6 proc., a już w grudniu sięgnęła 3,4 proc. To jednak nie koniec. Jak podaje „Rzeczpospolita”, w całym 2020 r. może sięgnąć nawet 3,9 proc.
Jak inflacja wpłynie na nas?
Inflacja to przede wszystkim wzrost cen. Zatem wszyscy jako konsumenci, odczujemy jej negatywne skutki. W grudniu informowaliśmy o tym, że w 2020 r. znacząco wzrosną koszty życia. Inflacja rykoszetem odbije się na cenach żywności, prądu, czynszu czy śmieci.
Najgorsze jest jednak to, że mniej będziemy mogli kupić za pieniądze, które zarobimy. Inflacja skutecznie obniży bowiem siłę nabywczą złotówki. Eksperci szacują, że beneficjenci programu 500+ pod koniec roku za otrzymane pieniądze będą mogli kupić produkty o wartości już tylko 450 zł.
Wolniej będą też rosły nasze pensje, bo częściowo zje inflacja. Z prognozowanych na 6,5 proc. podwyżek płac w 2020 roku, realnie w portfelach zostanie nam 3,2 proc.
– Inflacja zjada część wzrostu wynagrodzeń, więc realnie będą rosły one coraz wolniej – komentuje Marcin Mrowiec, główny ekonomista Banku Pekao SA. I dodaje, że 3,3 proc. z nich pochłonie właśnie inflacja.
Kto korzysta na wzrostach cen?
Są jednak tacy, dla których ta informacja nie będzie taka zła. Spokojni mogą być kredytobiorcy. Ten rok nie przyniesie raczej podwyżek stóp procentowych. A to oznacza, że nie wzrośnie wysokość spłacanych rat.
Skorzysta też przede wszystkim budżet państwa. Wzrost cen produktów i usług, to bowiem wyższe wpływy do kasy z tytułu podatków i akcyzy. Zyskają też deweloperzy, bo ceny mieszkań ciągle będą rosły. Choć – wg Mrowca – to prosta droga do bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości.