Gorzelnicy toczą zaciętą wojnę z piwowarami. Pierwsi chcą obarczyć konkurentów podatkami i wyższą akcyzą, drudzy przekonują o swojej niewinności i wytykają "demonizujące" działanie wódki. Łudzi się ten, kto sądzi, że chodzi o zdrowie pijących alkohol Polaków. Choć wojna trwa, obu branżom nigdy nie wiodło się lepiej. Tymczasem statystyczny Kowalski rocznie wypija równowartość 11 litrów czystego spirytusu.
Otwarta wojna konkurentów
W otwartym liście do rządu wysłanym również polskim mediom Związek Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy grzmiał, że dodatkowa opłata od małych formatów alkoholowych to „kolejny atak na branżę spirytusową, która już od wielu lat nie jest odpowiedzialna za wysoką konsumpcję alkoholu w Polsce”, a rząd po raz kolejny bezwstydnie faworyzuje branżę piwowarską.
Z tego powodu gorzelnicy domagają się zmiany sposobu naliczania akcyzy na piwo, która w obecnym formacie ma wzmacniać uprzywilejowaną pozycję tego trunku. Wytykają również konkurentom, że za sprawą możliwości reklamy swoich produktów buduje fałszywy wizerunek „napoju bezpiecznego i pozbawionego konsekwencji wynikających ze spożycia alkoholu”.
W tym samym czasie piwowarzy „ze zdumieniem i niepokojem” obserwują działania i postulaty producentów wódki, którzy zmierzają „do odwrócenia trendu w konsumpcji alkoholu i powrotu do sytuacji, w której Polacy piją przede wszystkim wódkę”.
Polak pije coraz więcej
Obie branże - i gorzelnicza, i piwowarska - oskarżają się wzajemnie o rozpijanie Polaków. Obie wyposażają się w coraz to nowe raporty, wyliczenia i ekspertyzy, byleby tylko przekonać rząd do przykręcenia śruby konkurentowi. Trudno jednak uwierzyć, by ich usilne starania miały na względzie zdrowie Polaków.
W tym samym czasie na świecie spada ogólne spożycie alkoholu. Z tego trendu wyłamuje się statystyczny Kowalski w przedziale wiekowym powyżej 15. roku życia, który rocznie wypija 11 litrów czystego spirytusu. Jeszcze piętnaście lat temu wypijał 9,5 litra. W latach 70. ubiegłego wieku było to zaledwie 5 litrów.
Poszukując winnych takiego stanu rzeczy, eksperci nie wytykają palcami ani piwowarów, ani gorzelników. Jak wskazują w materiale programu „Polska i Świat” TVN24, za wzmożoną konsumpcję alkoholu w Polsce odpowiadają głównie niska cena alkoholu oraz łatwa dostępność trunków. Były już prezes Państwowej Agencji Rozwiązywania Krzysztof Brzózka zauważył, że ceny wyskokowych napojów w odniesieniu do zdolności nabywczej Polaków są dwa razy niższe niż przed dekadą.
W ostatnich latach sprzedaż napojów spirytusowych pikuje - w ciągu ośmiu miesięcy 2019 roku Polacy kupili ponad 143 mln litrów napojów spirytusowych, czyli o 6,7 proc. więcej niż w całym roku 2018. Wartość całej branży spirytusowej wyceniana jest na od 14 do 17 mld złotych według Portalu Spożywczego.
Z kolei jak wynika z danych firmy badawczej Nielsen, w 2018 roku wartość branży piwowarskiej wyniosła 16,8 mld złotych, czyli o 7,7 proc. więcej rok do roku. Różnicę widać także w ilości sprzedanego trunku, w ubiegłym roku ze sklepowych półek zniknęło o 4,1 proc. więcej litrów niż 12 miesięcy wcześniej.
Małe buteleczki są zwodnicze
Trudno zaprzeczyć, że alkohol w małych opakowaniach psoci. Codziennie polskie sklepy sprzedają nawet trzy miliony małpek, jak wynika z badań „Dokąd płynie mała wódka” firmy Synergion. Z tego ponad milion transakcji ma miejsce przed godziną dwunastą. Dokonują ich niemal wszystkie grupy społeczne w przekonaniu, że mała wódka przynosi małą szkodę.
„Małe butelki wódki powodują, że Polacy piją alkohol śmielej - z większym poczuciem kontroli, w sposób niemal niezagrażający codziennemu funkcjonowaniu.(...) Pijący mogą funkcjonować tak samo, jak gdyby nie pili, nie odróżniają się, ich picie jest niewidoczne dla otoczenia. Alkohol w małych butelkach jest postrzegany jako bezpieczny.” – czytamy w raporcie.
Tyle że jest jeden problem. Raport firmy Synergion został przeprowadzony na zlecenie Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego. Z kolei według danych własnych Polskiego Przemysłu Spirytusowego codzienna sprzedaż małpek jest znacznie mniejsza i sięga 811 tys. sztuk dziennie. Ta ilość wódki umywa się do dziennego spożycia piwa, które rozgoryczeni gorzelnicy wyliczyli na 8,7 mln litrów.
Wyroby niskoprocentowe szkodzą mniej
Jednocześnie eksperci badający kwestie uzależnienia od alkoholu wskazują, że koniec końców wyroby niskoprocentowe są mniej szkodliwe dla zdrowia publicznego niż wyroby spirytusowe. Wyjaśnia to w rozmowie z INNPoland.pl prof. Edward Jacek Gorzelańczyk, psychiatra, Prezes Stowarzyszenia Substytucyjnego Leczenia Uzależnień „MAR” zajmujący się leczeniem uzależnień.
– Alkohol towarzyszy człowiekowi od dawien dawna, jednak rzeczywisty problem z uzależnieniem rozpoczął się właściwie dopiero od momentu, gdy ludzkość zaczęła alkohol destylować. Gdy stężenie alkoholu jest większe, wtedy ryzyko doprowadzenia do uzależnienia jest wyższe – zauważa.
Jak wskazuje, choć każdy alkohol w nadmiernych ilościach jest szkodliwy, to zdecydowanie bezpieczniejsze są napoje zawierające alkohol wytwarzany naturalnie. Zawierają one w sobie część substancji materiału roślinnego, z którego zostały wyprodukowane, zachowują nawet pewne właściwości prozdrowotne i mają dużo niższy procent alkoholu, w odróżnieniu od wydestylowanych trunków.
Łatanie budżetowej dziury
Aby rozwiązać kwestię wzrastającego spożycia alkoholu wśród Polaków, rząd jeszcze w tym roku planuje wprowadzić „podatek od małpek”. Jak czytamy w projekcie ustawy o zmianie niektórych ustaw w związku z promocją prozdrowotnych wyborów konsumentów, opłata za alkohol w małych butelkach będzie wynosić złotówkę od każdego opakowania o pojemności do 300 ml. Resort wyjaśnia swój pomysł troską o zdrowie Polaków, jednak nie ma wątpliwości, że rzeczywista intencja jest inna.
– To dorabianie szlachetnej ideologii do polityki, którą jest poszukiwanie środków, by załatać budżetowe dziury. Żadne regulacje prawne nie pomogą w obniżeniu spożycia. Tego, jak bardzo próby odgórnych regulacji są antyskuteczne, dowodzi prohibicja w Stanach Zjednoczonych – wskazuje prof. Gorzelańczyk.
Wpływy z tytułu opłaty za sprzedaż napojów spirytusowych w butelkach do 300 ml będą odprowadzane w połowie do gmin, w połowie do Narodowego Funduszu Zdrowia. Wzrost ceny miałby sprawić, że zakupy będą mniej atrakcyjne.
Chwilowa solidarność
Kontrowersyjna kwestia podatku od małpek połączyła konkurentów z branży piwowarskiej i branży spirytusowej. Przedstawiciele obu segmentów w rozmowie z „Rzeczpospolitą” przyznali, że nowa opłata nie osiągnie zaplanowanych celów zdrowotnych. Tego samego zdania jest środowisko eksperckie.
– W kwestii spożywania alkoholu ludzi należy przede wszystkim edukować, zmieniać ich przyzwyczajenia i promować zachowania prozdrowotne. Równie ważna jest polityka dotycząca uzależnień, która w Polsce jest zdemedykalizowna i niestety na bardzo niskim poziomie – kwituje prof. Gorzelańczyk.