Szef związku zawodowego lekarzy zaproponował, aby wprowadzić zakaz równoczesnej pracy w publicznej i prywatnej służbie zdrowia. Wzbudził tym samym spore kontrowersje.
– Zakaz łączenia pracy w prywatnej i publicznej ochronie zdrowia mógłby być impulsem, który wyzwoli działania prowadzące do rzeczywistej naprawy publicznego lecznictwa – stwierdził w felietonie opublikowanym na portalu medexpress.pl dr Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Dlaczego w ogóle dorabiać
Do takich przemyśleń zainspirowała szefa OZZL afera rozpętana przez PiS wokół marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego. Bardziej niż domniemanymi łapówkami dr Bukiel zainteresowany jest jednak pytaniem o to, dlaczego uznany specjalista po godzinach dorabiał w gabinecie prywatnym.
– Odpowiedzi może udzielić deklaracja majątkowa (opublikowana parę lat temu) innego, byłego senatora, również profesora, kierownika kliniki i ordynatora. Wynikało z niej, że profesor ów zarabiał miesięcznie ok 5,5 tys. złotych (nieco powyżej ówczesnej "średniej krajowej") jako kierownik kliniki i ok. 90 tys. złotych jako właściciel gabinetu prywatnego – stwierdza Bukiel.
Wielu jest w obecnym systemie dobrze
Teoretycznie pomysł nie zawiera zbyt kontrowersyjnych tez – powszechnie w końcu wiadomo, jak często np. prywatne wizyty u specjalisty są traktowane jako "tylne drzwi" pozwalające trafić pod opiekę tego lekarza w publicznym szpitalu. W środowisku jednak zawrzało.
– Taką wypowiedzią szef OZZL strzela sobie w stopę, bo połowa środowiska świetnie się czuje w takim systemie i nie zamierza z niego rezygnować. Na taki ruch nigdy nie zgodzi się samorząd lekarski – ocenia w rozmowie z "Rzeczpospolitą" anonimowy lekarz z kilkudziesięcioletnim stażem.
Inni z kolei może i z ideą się zgadzają, ale ostrzegają, że przy obecnych brakach kadrowych polska służba zdrowia nie może sobie na taki eksperyment pozwolić. Jerzy Przystajko, ekspert ochrony zdrowia z Partii Razem wyraża wręcz obawę, że "sektor publiczny nie byłby w stanie skutecznie rywalizować z prywatnym pod względem wysokości wynagrodzeń i warunków pracy".
W Polsce brakuje lekarzy
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, od kilku lat medialne nagłówki grzeją tytuły w stylu: "Exodus polskich lekarzy za granicę" czy "Medycy uciekają na Zachód". Brak lekarzy w naszym kraju potwierdzają twarde dane - w Polsce na 1 tys. mieszkańców przypada 2,4 lekarzy, co daje jeden z najniższych wskaźników w Europie.
Regularnie protestujący lekarze domagają się zdecydowanego zwiększenia kwoty przeznaczanej przez rząd na ochronę zdrowia. Według Porozumienia Rezydentów tylko w 2019 roku rząd "zaoszczędził" na leczeniu Polaków 10 mld zł.
Polscy medycy, skuszeni lepszymi warunkami pracy i pensją, wyjeżdżają za granicę, zaś w wyjeździe pomaga im na przykład... niedawno otwarty kampus w Piasecznie pod Warszawą, który szkoli lekarzy do pracy w innym kraju.