Stało się. Od jutra do 25 marca zostały zawieszone żłobki, przedszkola, szkoły i uczelnie. W czwartek i w piątek rodzice będą mogli jeszcze zostawić dzieci pod opieką placówek, ale nie będą się już odbywały żadne zajęcia. Sprawdziliśmy, co mogą w tej sytuacji zrobić rodzice najmłodszych pociech i jakie działania powinni podjąć pracodawcy.
– Podjęliśmy decyzję o zamknięciu wszystkich placówek oświatowych i szkół wyższych na dwa tygodnie – poinformował w środę premier Mateusz Morawiecki.
– Ze względu na to, że niektórym rodzicom może być trudno zorganizować opiekę tak szybko, z dnia na dzień, to w dniu jutrzejszym (w czwartek – przyp. red.) i w piątek placówki będą otwarte. W klasach nauczyciele będą mogli pilnować dzieci – dodał.
Na co mogą liczyć pracownicy?
Decyzja rządu nikogo nie dziwi, ale pracującym rodzicom małych pociech może spędzać sen z powiek. W końcu dzieciom trzeba zapewnić opiekę, a pracować też ktoś musi. Rodzicom dzieci do 8 lat przysługuje w tej sytuacji zasiłek opiekuńczy.
Sprawę reguluje uchwalona przez rząd specustawa dotycząca epidemii koronawirusa. Mówi ona, że jedno z rodziców w przypadku nieprzewidzianego zamknięcia żłobka, przedszkola, szkoły lub klubu dziecięcego ma prawo do skorzystania z 14 dni opieki na dziecko w wieku do 8 lat.
Z tego tytułu przysługuje mu zasiłek w wysokości 80 proc. wynagrodzenia. Aby z niego skorzystać, trzeba tylko złożyć specjalne oświadczenie o nieprzewidzianym zamknięciu placówki i wniosek o zasiłek (na druku Z-15a) do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Dodatkowy zasiłek opiekuńczy – to warto wiedzieć
Jeśli wykorzystaliśmy już w pracy dni przeznaczona na opiekę nad dziećmi, nie ma się co martwić. Dodatkowy zasiłek opiekuńczy przewidziany w specustawie nie sumuje się z zasiłkiem, z którego mogą korzystać rodzice.
Rodzice, którzy nie będą mogli pojawić się w pracy ze względu na zamknięcie szkoły, już od pierwszego dnia zatrudnienia w ramach umowy o pracę mogą wystąpić o zasiłek opiekuńczy. Nie obowiązuje tu tzw. czas wyczekiwania, to znaczy nie musi upłynąć 30 dni od momentu zatrudnienia, żeby przysługiwały nam świadczenia.
Niestety, w kropce zostają rodzice starszych dzieci. Czy 9-, 10- czy 11-latków powinien zostawać w domu sam? Według wielu psychologów dzieci przed 10. rokiem życia nie powinno się zostawiać samych w domu, a według organizacji działających na rzecz praw dziecka nawet większość 13-latków nie jest gotowa, by zostać w domu bez opieki.
Praca zdalna w czasach kryzysu
Takie rozwiązanie może się jednak rykoszetem odbić na prowadzonych biznesach. – Dlaczego? Jeśli 50 proc. pracowników złoży wnioski o opiekę, to w firmie nastąpi paraliż – wyjaśnia w rozmowie INNPoland.pl dr Kaja Prystupa-Rządca, ekspert do spraw zarządzania z Akademii Leona Koźmińskiego.
Najbardziej oczywistym rozwiązaniem jest więc opcja pracy zdalnej. Wprowadzenie takiego rozwiązania dla pracownika, który ma małe dziecko, wymaga jednak ustalenia trochę innych zasad pracy. Praca z przedszkolakiem wymaga pójścia ze strony pracodawcy na pewne ustępstwa. Tu pole do popisu mają pracodawcy.
– Tradycyjny, ośmiogodzinnym tryb pracy w takim przypadku nie zda egzaminu. Tu warto postawić na bardziej elastyczne zarządzanie zadaniami. W końcu wielu zadań (oczywiście to zależy od specyfiki pracy) wcale nie trzeba wykonywać między 9.00 a 17.00 – wyjaśnia dr Kaja Prystupa-Rządca.
Co można zrobić? – Podzielić pracę rodziców na kilka bloków. Tak, by mogli wykonywać zadania np. wczesnym rankiem (zanim wstanie dziecko), w południe (w trakcie drzemki) i późnym wieczorem (po zaśnięciu dziecka). Czas drzemki dziecka może też stać się momentem codziennego wirtualnego spotkania całego zespołu w celu wymiany kluczowych informacji – proponuje ekspertka.
– Warto też ustalić metody komunikacji. Co dokładnie? Na przykład, że jeśli dzieje się coś pilnego, to dzwonimy do siebie i ustalmy szczegół, ile czasu mamy na odpisanie na e-mail i że nie traktujemy tego kanału komunikacji jako podstawowego narzędzia komunikacji – dodaje.
Rodzice na "śmieciowych" umowach
Rozwiązanie zaproponowane w specustawie nie rozwiązuje też problemu rodziców, którzy pracują na tzw. umowach śmieciowych. Z danych GUS wynika, że 1,5 mln Polaków jest zatrudnionych na umowach-zleceniach, zaś 0,5 mln – na umowach o dzieło.
Jak podaje Eurostat, w grupie wiekowej 25–34 lat na umowę o pracę na czas nieokreślony zatrudnionych jest tylko 70 proc. wszystkich pracujących. W ich przypadku wszystko jest w rękach pracodawców. Nie ma w tej kwestii odgórnych wytycznych.
Wydaje się, że w grę wchodzi tylko rozwiązanie zaproponowane przez ekspertkę, czyli praca zdalna. Niestety, nie we wszystkich zawodach ta opcja jest możliwa. To rozwiązanie dla osób, które wykonują pracę biurową. Kasjerka czy kierowca mogą liczyć, przynajmniej na razie, tylko na dobrą wolę pracodawcy.