Mali przedsiębiorcy z powodu koronawirusa z dnia na dzień stracili swoje dochody. Nie mogą pracować, a muszą ponosić koszty swoich działalności, tzn. płacić czynsze czy pensje pracownikom. Martwią się o siebie i swoich pracowników. – Najgorzej ma dziewczyna, która ma u mnie zlecenie, bo teraz nic nie dostanie... Bez rozwiązań pomocowych ze strony państwa sobie nie poradzą – mówi mi Agnieszka, która prowadzi poradnię logopedyczną.
„Słuchajcie, powiem wam, jak jest, jest *ujowo. Właściciele biznesów, restauracji, salonów paznokci, fryzjerzy, wszyscy zajmujący się bezpośrednio pracą z ludźmi znaleźli się w sytuacji naprawdę kryzysowej. Ja także, jako fotograf, jestem w takiej sytuacji – nie wiem, z czego zapłacę ZUS, nie wiem, z czego oddam zadatek, jeśli będzie trzeba (...)” – pisze na Instagramie ZenBlog.pl
Czytam te słowa, a w mojej głowie strach zaczyna się mieszać z gniewem i bezsilnością. Zaciskam usta, bo choć polonista żadnego słowa się nie boi, to brzydkie słowa jakoś nie przechodzą mi przez gardło...
Mały biznes krwawi...
Myśli biegną w stronę znajomych i przyjaciół. Tych podziwianych za odwagę w budowaniu swojej ścieżki zawodowej – otworzyli własne biznesy, niektórzy stworzyli nawet miejsca pracy dla innych. Co robią? Koleżanka z liceum prowadzi świetną poradnię logopedyczną, koleżanka ze studiów – studio fotografii, siostra zarządza restauracją, brat jest fotografem. Szybki research na FB przypomina mi, że na liście znajomych jest też świetna masażystka, prawnik, psycholożka, która prowadzi terapie, wirtualna asystentka...
Co ich łączy? Są małymi przedsiębiorcami, którzy z powodu koronawirusa z dnia na dzień zostali bez dochodu, za to z wydatkami, niekiedy kredytami do spłaty. W telewizji nic się na ich temat nie mówi. Minister Jadwiga Emilewicz szykuje rozwiązania dla turystyki i transportu. Związek Banków Polskich zachęca banki do udzielania wakacji kredytowych. O MSP cisza. Tyle razy słyszałam, że to dźwignia polskiej gospodarki, a teraz nikt nawet nie zająknie się na ich temat...
Pytam ich, jak jest – nie napawa mnie to optymizmem
– Pięć dziewczyn na umowach, poradnia nieczynna, nie zarabia, więc jak je opłacić... – pisze mi Aga, która prowadzi poradnię logopedyczną. Jest świetnym specjalistą, a przy tym bardzo pogodnym człowiekiem. Dzieci zajęcia z nią traktują jak dobrą zabawę. W ciągu kilku lat jej poradnia z jednoosobowej działalności stała się małym, prężnym biznesem. W czasach zarazy to jak przekleństwo, bo oprócz siebie musi się martwić o swoich pracowników.
– W piątek ogłosiłam zamknięcie poradni do odwołania. Wszystkie dziewczyny zostały w domu – martwi się Agnieszka. I dodaje: – Muszę opłacić pomieszczenie, rachunki, wynagrodzenie, sobie ZUS, dziewczynom ZUS, a rząd daje kredyty, żeby musieć je później spłacić – to jakiś żart...
Aga to taki typ człowieka, że najpierw martwi się o innych, a potem o siebie. – Najgorzej ma dziewczyna, która ma u mnie zlecenie, bo teraz nic nie dostanie... Ja mam prawo do opiekuńczego na dzieci w ZUS-ie. Moja mama musiała zamknąć bar. Nic nie dostanie, nic nie zarobi, a będzie musiała wszystko opłacić: wynajem, rachunki, ZUS – mówi.
Słucham tego i włos mi się na głowie jeży, bo wiem, że w takiej sytuacji są setki tysięcy osób. Paulina jest kosmetologiem, prowadzi studio paznokci, na początku roku zdecydowała się na odważny krok: pracę na swoim. Ma świetny lokal i dwie pracownice.
– Od stycznia jestem na działalności, mam dwie pracownice i lokal do opłacenia. Właścicielka lokalu na pewno nie zgodzi się na zmniejszenie czynszu... – zwierza się w rozmowie Paulina. – Dobrze by było, żeby była zapomoga finansowa na koszty wynajmu, przecież i tak płacimy podatki – dodaje.
Anetę z ZenBlog poznałam na studiach, koleżanka ze starszego roku. Od kilku lat przyglądam się z uwagą temu, jak rozwija się jako fotograf. Bez dwóch zdań: ma oko do robienia zdjęć. Jej szczery do bólu post na IG bardzo wbija mnie w fotel.
– Jako fotograf jestem w takiej sytuacji – nie wiem, z czego zapłacę ZUS, nie wiem, z czego oddam zadatek, jeśli będzie trzeba. Ostatnio, jak widzieliście, ogłaszałam, że na początku kwietnia organizuję naprawdę super sesję zdjęciowe dla kobiet – nie mogłam się ich doczekać od kilku miesięcy (…). Tymczasem stało się to, co wydaje się jak scenariusz z filmu. Dziś rano, gdy się obudziłam, przez moment wydawało mi się, że mi się to śniło i wstaję do bezpiecznego świata, ale nie, ta sytuacji nie zniknie – pisze Aneta.
A to tylko malutki procent historii, które do mnie spłynęły. Zanim zabrałam się za tekst, opublikowałam post na FB – dostałam wiele e-maili, kilkanaście wiadomości na komunikatorze i kilka telefonów. „Pracuję jako wirtualna asystentka dla dwóch małych firm turystycznych. Jest masakra”. „Jestem fotografem, chętnie opowiem ci o mojej sytuacji”, „Jestem prawnikiem na DG, wszystkie planowane na najbliższy czas szkolenia odwołane, rozprawy w sądach i urzędach też, spotkania z klientami również”.
We wszystkich wiadomościach przeważa to samo: z dnia na dzień straciłem źródło dochodu i bezpieczeństwa, muszę zapłacić ZUS, nie mam z czego... W każdej wiadomości jak mantra wraca też pytanie: Ile to potrwa?
Kluczowe pytanie: ile to potrwa?
W piątek rozwiałam z ekonomistą drem Piotrem Zegadło o pomyśle wakacji kredytowych. Wtedy myślałam sobie jeszcze, że rząd troszczy się o nas, obywateli. Ekspert mówił mi zaś, że to tak naprawdę niczego nie rozwiązuje, bo nie wiemy, jak ta sytuacja będzie wyglądać dalej.
Jesteśmy systemem naczyń połączonych. To, że zostaliśmy w domach, by chronić się przed wirusem, wpłynęło na sytuację zawodową wielu z nas. Na razie mówimy o krótkim okresie. Mamy dwa tygodnie „zawieszenia życia”. Istotna jest kwestia zarówno przedsiębiorstw, jak i osób, które spłacają swoje kredyty hipoteczne, a np. są drobnymi przedsiębiorcami albo pracują w małych firmach.
– Oferując im moratorium na spłatę kredytu, dajemy im chwilowy oddech. To jednak nie rozwiązuje ich problemów. Jeżeli wejdziemy w recesję z powodu tego impulsu wirusowego, to fakt, że ktoś przez trzy miesiące nie spłacał kredytu, nie rozwiąże jego problemu. Może się bowiem okazać, że za trzy miesiące jego firma będzie zmuszona się zamknąć i wtedy problem będzie poważniejszy – zwracał uwagę dr Piotr Zegadło.
– Która matka po zakończeniu tej kwarantanny przyprowadzi dziecko do poradni, skupiska bakterii... Nie oszukujmy się, żadna. Sama bym nie przeprowadziła. Będziemy potrzebować czasu, by u ludzi zniknęły leki. To samo będzie z barami, ludzie będą się bali przychodzić. Praca online wchodzi w grę tylko z dziećmi starszymi, a do mojej poradni na zajęcia przychodzą 2-,3- i 4-latki. Te dzieci nie nadają się do pracy przez internet – mówi Aga bez ogródek.
– Najbardziej boję się tego, ile to potrwa, i tego, że moje klientki będą miały mało kasy, więc nie przyjadą na paznokcie – dodaje kosmetyczka Paulina.
Panie Premierze, Panie Prezydencie, jak żyć?
Słucham tego wszystkiego, a w głowie kołacze się cytat z ukochanej Szymborskiej: Czemu ty się, zła godzino/ z niepotrzebnym mieszasz lękiem?/ Jesteś – a więc musisz minąć./ Miniesz – a więc to jest piękne.
Tylko kiedy to się stanie?! Wiem, że to pytanie bez odpowiedzi... Zewsząd docierają rozbieżne informacje. Po rozmowach z dziewczynami wiem jedno: wsparcia potrzebuje nie tylko transport i turystyka, lecz także mali przedsiębiorcy. Aga pyta mnie: Iza jak ty mi możesz pomóc? Nie wiem, co odpowiedzieć. Jako dziennikarz we władaniu mam tylko słowa, ale ci, którzy mnie znają, wiedzą, że wierzę, że one mają moc.
Wczoraj szefowa ZUS Gertruda Uścińska zapowiedziała spełnienie najbardziej podstawowego postulatu przedsiębiorców, których firmy z dnia na dzień stanęły na krawędzi niewypłacalności. Będą mogli odroczyć na kilka miesięcy płatność składek ZUS. Będą mogli skorzystać z uproszczonego wniosku o odroczenie o trzy miesiące terminu płatności składek oraz zawieszenie lub wydłużenie spłaty należności w układach ratalnych.
Lepiej dawać niż zabierać...
Pytanie, czy to wystarczy. Problemem wielu małych przedsiębiorców jest bowiem przede wszystkim to, że muszą zapłacić wypłaty pracownikom zatrudnionym na umowach o pracę. Sen z powiek spędzają im też czynsze za wynajmowane lokale. Może przydałby się jakieś zapomogi na te cele? Musi być jakieś wyjście z tej sytuacji.
Narodowy Bank Polski proponuje, by umożliwić pracodawcom czasowe obniżanie pensji. To nie wydaje się jednak najlepszym rozwiązaniem. Jak pisze nasza czytelniczka: „Świetny pomysł! A pracownicy wtedy obniżą raty kredytów, czynszów, bo to przecież takie proste i oczywiste...”, a czytelnik dodaje: „A skąd wziąć na minimalną krajową, skoro nie ma żadnych wpływów, co to za rozwiązanie, pytam?”.
Francja ma uruchomić pulę 45 mld euro w ramach środków kryzysowych dla krajowych firm, aby ograniczyć wpływ koronawirusa na gospodarkę. Duża część z tej kwoty ma iść na odroczenie wszystkich płatności podatkowych i kosztów wynagrodzeń, które firmy miały zapłacić w tym miesiącu, a także na anulowanie płatności dla firm zagrożonych upadłością. Może i u nas powinny się znaleźć pieniądze na takie wsparcie.