
Reklama.
Najbogatszy poseł obawia się bankructwa
Poseł Łącki na swoją sytuację materialną poskarżył się najpierw „Faktowi”, a później portalowi money.pl. Jak zauważa, jego biznes znalazł się w opłakanym stanie z powodu pandemii koronawirusa, ponieważ wirus najmocniej uderzył w turystykę.– Turystyka, w której pracuję, będzie dopiero odrabiała straty, jeśli się uda. Myślimy, że normalne obłożenie będzie dopiero w przyszłym roku. Jeśli w tym roku uda się zarobić na koszty, to będzie dobrze. My zarabiamy w sezonie. Jeśli nie zarobimy w czerwcu, lipcu i sierpniu, to w tym roku już nie zarobimy. Nie będzie nas stać na spłaty kredytów, ZUS, wypłaty – powiedział w rozmowie z money.pl.
Jak wyjaśniał w wywiadzie dla „Faktu”, w ciągu marca i kwietnia jeden hotel miał zwykle ok. 600 tys. złotych przychodu, a tylko podczas samych świąt Wielkanocnych ośrodek w Międzywodziu zarabiał ok. 120 tys. złotych. Tymczasem w tym roku z powodu koronawirusa turystyka została wygaszona, a hotele pozamykane.
Właściciel nadbałtyckich hoteli wyliczył, że już stracił ponad milion złotych i nic nie wskazuje na to, by nadchodzące miesiące polepszyły jego sytuację. Problemy są tak poważne, że poseł Łącki liczy się nawet z bankructwem. Prawie doświadczył go już 30 lat temu, jednak wtedy udało mu się wyjść obronną ręką.
– Tutaj oczekujemy pomocy od rządu i to pomocy porządnej. Ulga 50-procentowa w ZUS-ie to jest żadna pomoc – przekonuje.