Przed pandemią koronawirusa jego majątek był wyceniany na 45 mln złotych. Dziś Artur Łącki, uznawany za najbogatszego posła obecnej kadencji, obawia się, że grozi mu bankructwo. Wszystkie oszczędności, które zarobił jako potentat branży hotelarskiej, włożył w inwestycje, które mu się nie zwrócą.
Poseł Łącki na swoją sytuację materialną poskarżył się najpierw „Faktowi”, a później portalowi money.pl. Jak zauważa, jego biznes znalazł się w opłakanym stanie z powodu pandemii koronawirusa, ponieważ wirus najmocniej uderzył w turystykę.
– Turystyka, w której pracuję, będzie dopiero odrabiała straty, jeśli się uda. Myślimy, że normalne obłożenie będzie dopiero w przyszłym roku. Jeśli w tym roku uda się zarobić na koszty, to będzie dobrze. My zarabiamy w sezonie. Jeśli nie zarobimy w czerwcu, lipcu i sierpniu, to w tym roku już nie zarobimy. Nie będzie nas stać na spłaty kredytów, ZUS, wypłaty – powiedział w rozmowie z money.pl.
Jak wyjaśniał w wywiadzie dla „Faktu”, w ciągu marca i kwietnia jeden hotel miał zwykle ok. 600 tys. złotych przychodu, a tylko podczas samych świąt Wielkanocnych ośrodek w Międzywodziu zarabiał ok. 120 tys. złotych. Tymczasem w tym roku z powodu koronawirusa turystyka została wygaszona, a hotele pozamykane.
Właściciel nadbałtyckich hoteli wyliczył, że już stracił ponad milion złotych i nic nie wskazuje na to, by nadchodzące miesiące polepszyły jego sytuację. Problemy są tak poważne, że poseł Łącki liczy się nawet z bankructwem. Prawie doświadczył go już 30 lat temu, jednak wtedy udało mu się wyjść obronną ręką.
– Tutaj oczekujemy pomocy od rządu i to pomocy porządnej. Ulga 50-procentowa w ZUS-ie to jest żadna pomoc – przekonuje.
Wydatki na hotele i turystykę w dół
Bank Millennium i PKO BP opublikowały dane dotyczące transakcji płatniczych Polaków. Dane z kart wykazały gigantyczne spadki płatności za usługi najbardziej dotknięte epidemią COVID-19. Bardzo silne spadki, bo o ponad 90 proc., odnotowały turystyka, hotele, ale też odzież i obuwie.