24 kwietnia 1990 roku z przylądku Canaveral na Florydzie wystartował wahadłowiec kosmiczny Discovery. Na pokładzie miał wyjątkowo cenny – nawet z perspektywy misji kosmicznej – ładunek: Kosmiczny Teleskop Hubbla, który przez następne trzy dekady miał zrewolucjonizować naszą wiedzę o wszechświecie.
Wizja obserwatorium umieszczonego w kosmosie kusiła astronomów na wiele dziesięcioleci przed stworzeniem teleskopu Hubble'a. W przestrzeni kosmicznej obserwacje nie są zniekształcone przez działanie atmosfery ziemskiej, a przed naukowcami otwierają się zupełnie nowe możliwości.
Na powierzchnię Ziemi dają bowiem radę przebić się jedynie dwa typy promieniowania elektromagnetycznego: fale radiowe oraz fale widzialne. Aby prowadzić obserwacje promieniowania mikrofalowego, podczerwonego, rentgenowskiego czy gamma trzeba już znaleźć się w "prawdziwym" kosmosie.
Apetyt rozbudzały pierwsze satelity wyposażone w aparaturę optyczną i urządzenia do przetwarzania i przekazywania danych, które na orbitę trafiły jeszcze w latach 60. – ale bardzo szybko zorientowano się, że z punktu widzenia kosztów misji najrozsądniej byłoby, aby duży kosmiczny teleskop można było serwisować.
Hubble na orbicie
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać: zdobycie funduszy i stworzenie teleskopu to historia pełna problemów i opóźnień, jednak koniec końców, na wiosnę 1990 roku na orbicie pojawiło się urządzenie ochrzczone imieniem Edwina P. Hubble'a: badacza, któremu zawdzięczamy wiedzę o tym, że istnieją inne galaktyki poza naszą Drogą Mleczną, a wszechświat się rozszerza.
I choć wydawać by się mogło, że od teraz inżynierowie i naukowcy odpowiedzialni za teleskop mogli już zrelaksować się, programować urządzenie i cieszyć się spływającymi wynikami, po zaledwie kilku tygodniach było już jasne, że coś jest nie tak.
Jak się bowiem okazało, najważniejszy element wartego miliardy dolarów urządzenia, czyli jego główne zwierciadło, było... źle wyprofilowane. Było odrobinę za płaskie (mowa o różnicy wynoszącej mniej niż grubość ludzkiego włosa), przez co jakość zdjęć, które teleskop robił, mocno odbierała od tego, czego oczekiwano.
Całe szczęście, od początku planowano, że teleskop Hubble'a będzie regularnie serwisowany przez astronautów (pierwotnie misji zaplanowano cztery, ostatecznie odbyło się ich pięć). W ramach pierwszej misji zainstalowano korygujący obraz moduł COSTAR – czyli po prostu założono teleskopowi okulary.
Astronauta NASA Mike Massimino, który brał udział w dwóch misjach serwisowych, w swojej książce "Spaceman" (w Polsce dostępnej nakładem Wydawnictwa Agora) przytacza powiedzenie innego weterana Hubble'a, Johna Grunsfelda. Uważał on, że teleskop wie, kiedy ma być serwisowany, "i wtedy psuje się w nim coś jeszcze, żeby można było i to naprawić". Jak widać, nawet szczytowe osiągnięcie ludzkiej myśli technicznej ma w sobie tę właściwą wielu maszynom złośliwość...
Przed jedną z misji teleskop zresztą zdrowo przesadził: misja nr 3 musiała być rozłożona na dwie części (wystartowały odpowiednio w 1999 i w 2002 roku), ponieważ trzeba było natychmiast ratować teleskop, w którym niespodziewanie, jeden po drugim zaczęły zawodzić żyroskopy, niezbędne do działania urządzenia.
Co po Hubble'u?
Czas Hubble'a powoli dobiega końca. W tym momencie astronomiczna społeczność z zapartym tchem czeka na następcę Hubble'a, czyli Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba.
– Będzie mógł obserwować znacznie więcej w podczerwieni niż teleskop Hubble'a, więc będziemy bardzo mocno nastawiani na takie obiekty jak planety pozasłoneczne, protoplanetarne dyski wokół gwiazd, obszary powstawania gwiazd oraz bardzo odległe obiekty.. Ale tak naprawdę niemal każda dziedzina astronomii i kosmologii znajdzie zastosowanie w obszarach badanych przez ten teleskop – opowiadała mi kilka miesięcy temu dr Milena Ratajczak z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego.