Jak informuje niemiecki gazeta „Maerkische Oderzeitung”, premier Brandenburgii zwrócił się do polskiego rządu z prośbą. Napisał, że pomimo zamknięcia granic z powodu COVID-19 osoby dojeżdżające do pracy przez granicę powinny móc dojeżdżać do pracy.
– Moim zdaniem, osoby dojeżdżające do pracy powinny mieć możliwość dotarcia do swojego miejsca zatrudnienia po drugiej stronie granicy – czytamy we fragmencie listu Woidke do Bartosza Grodeckiego, podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, który przytacza niemiecka gazeta.
Polacy są największą grupą pracowników transgranicznych w całej Unii Europejskiej. Głównie dojeżdżają do pracy we wschodnich landach Niemiec. Decyzja o zamknięciu granic z powodu pandemii dla wielu z nich oznaczała dramatyczne w skutkach decyzję.
– Strona niemiecka rozumie kontrole graniczne, które wprowadziła Polska, ale musimy również pamiętać, że granica przecina wspólny region gospodarczy – napisał Woidke do Grodeckiego.
Problem z dojazdem do pracy, jak czytamy w niemieckiej gazecie, według Izby Przemysłowo-Handlowej może dotyczyć ponad 25 tys. osób dojeżdżających na tereny Brandenburgii czy do Berlina.
Straty rosną z dnia na dzień
Niestety problem dotyczy nie tylko granic niemieckich, lecz także czeskich. W piątek i w sobotę odbywały się nawet protesty pracowników transgranicznych.
Nikogo one chyba nie dziwią. Ludzie boją się o swoje finanse i pracę. Niestety, sytuacja nie wygląda najlepiej, jak informowaliśmy, Federacja Przedsiębiorców Polskich i Konfederacja Lewiatan stworzyły licznik strat, który ma uzmysłowić rządowi, jak szalenie kosztowny jest każdy dzień, w którym rodzima gospodarka jest zamknięta. Kwoty, które tracimy na lockdownie, naprawdę robią wrażenie.
Jak wynika z wyliczeń ekonomistów FPP i Lewiatana, odkąd w związku z pandemią wprowadzono restrykcje administracyjne polska gospodarka straciła 87 mld złotych.