Podczas gdy cała praktycznie Europa ugięła się pod cieżarem wirusowej pandemii i płaci za to ogromną cenę, oni odnotowali w I kwartale br. gospodarczy wzrost. Niewielki co prawda, ale jakże symboliczny. W I kwartale br. w porównaniu do pierwszego kwartału 2019 r., wzrost szwedzkiego PKB wyniósł 0,5 proc.
Wiele pisało i mówiło się ostatnio o Szwecji pod kątem innego podejścia do walki z wirusem, niż robiła to większości krajów świata. Trudno jest wciąż w pełni obiektywnie ocenić jej podejście do problemu, choć są już pierwsze dane gospodarcze rzucające pewne światło na aspekty ekonomiczne całej tej sytuacji.
I co widzimy? Podczas gdy gospodarki europejskie toną i wpadają w poważne recesje, Szwedzi na razie mają się dobrze. We Włoszech spadek PKB w I kwartale br. wyniósł 4,7 proc., w Hiszpanii 5,2 proc., we Francji 5,8 proc. I to te kraje na razie mają najtrudniej, choć my też nie mamy specjalnych powodów do radości.
Cała strefa euro zanotowała spadek PKB o 3,8 proc. i był to wyniki gorszy od pamiętnego czasu załamania w 2009 r. A to jeszcze nie koniec problemów.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje bowiem, że w całym roku, w Niemczech i Wielkiej Brytanii nastąpi spadek gospodarek o odpowiednio 6,5 i 7 proc., a we wspomnianych już krajach południa, czyli Francji o 7,2 proc., Hiszpanii o 8 proc. i Włoszech o 9,1 proc..
Nie lepiej będzie w innych krajach skandynawskich - Finlandia i Dania, które powieliły schemat zamknięcia, stracić mają 6 i 6,5 proc.
Nabycie „odporności stada”
Tymczasem szwedzki rząd poradził obywatelom, aby w miarę możliwości pozostali i pracowali w domu, ale niczego im nie zabronił, a bary czy restauracje pozostały otwarte, podobnie jak szkoły dla dzieci poniżej 16 roku życia.
Strategia ta była i jest bardzo kontrowersyjna, ale główny epidemiolog kraju bronił jej, mówiąc, że Sztokholm zmierza w kierunku nabycia tzw. „odporności stada” i nastąpi to za kilka tygodni.
Podjęte ryzyko w kwestii "niezamykania kraju" oraz dużego otwarcia gospodarki i swobody działania na razie się opłaciło, bo Szwecja zamiast solidnego tąpnięcia notuje lekki wzrost, co w jest obecnie marzeniem każdego praktycznie rządu świata.
Jednak bank centralny, Riksbank ostrzegł, że załamały się łańcuchy dostaw, przez co sporo lokalnych firm zostało przez pandemię unieruchomionych. Wiele z nich wpadnie w kłopoty, a wiele osób straci pracę.
Z olimpijskim spokojem
By wspomóc szwedzkie biznesy i firmy bank centralny postanowił utrzymać referencyjną zerową stopę procentową.
Postanowił także nie sypać na oślep gotówki w rynek i nie dodawać żadnych nowych środków wspierających gospodarkę (wcześniej wprowadzono pakiet pożyczek dla szwedzkich firm i zwiększono zakupy obligacji).
– W tym momencie nie uznajemy za uzasadnione próby zwiększenia popytu poprzez obniżenie stopy repo, gdyż pogorszenie koniunktury gospodarczej wynika z nałożonych ograniczeń i obaw ludzi związanych z rozprzestrzenianiem się infekcji – poinformował Riksbank.
Nie wykluczył jednak możliwości obniżenia stopy procentowej w późniejszym terminie, jeżeli zostanie to uznane za skuteczny środek stymulujący popyt i wspierający rozwój.
Wiele osób wciąż uważa, że strategia Szwedów jest szalona i źle się skończy, ale fakty są takie, że na razie przynajmniej gospodarczo tę rozgrywkę z wirusem wygrywają, przyjmując to co się dzieje wokół z olimpijskim spokojem i bez zbędnej paniki nie powielając zachowań reszty świata.
I, co najciekawsze, robiąc to zupełnie świadomie.
Ryzykowna strategia Polski
Tymczasem prof. Johan Giesecke, doradca Szwedzkiej Agencji Zdrowia Publicznego oraz WHO, który w latach 1995-2005 był głównym epidemiologiem Szwecji powiedział w TOK FM, że to polska strategia wiąże się z bardzo dużym ryzykiem.
– Nie wiecie jeszcze, jakie mogą być rezultaty tak drakońskich ograniczeń. A może to być mnóstwo problemów w przyszłości, nawet jeśli jeszcze nie w tym roku, to w następnych. Możecie mieć problem z demokracją, bo autorytarni przywódcy w takich czasach poszerzają władzę, jak na Węgrzech, i nie wiadomo, co z nią zrobią. To mnie naprawdę niepokoi – twierdzi Giesecke.
Jego zdaniem kraje, które wprowadzają tzw. lockdown, podejmują ogromne ryzyko. Nie ma bowiem żadnych podstaw i dowodów naukowych na skuteczność takich działań, a ich konsekwencje są przerażające.
– Ludzie i tak umrą, tylko później, bo w którymś momencie trzeba będzie lockdown uchylić. Będziecie mieć w Polsce przypadki śmiertelne, z którymi Szwecja teraz ma do czynienia, kiedy zaczniecie zdejmować obostrzenia – podsumował.