Warte tysiąc złotych bony turystyczne – to propozycja rządu dla pogrążonej w kryzysie branży turystycznej. Ich wprowadzenie zapowiedziała wicepremier, minister rozwoju Jadwiga Emilewicz.
Jak zdradziła w rozmowie z portalem money.pl Emilewicz, bony turystyczne 1000+ mają wspomóc krajową branżę turystyczną. Za jego pomocą będzie można pokryć wydatki związane z turystyką w Polsce.
Bon będzie przysługiwał osobom zatrudnionym na umowach o pracę, które zarabiają "mniej niż przeciętne wynagrodzenie, czyli 5200 w tym roku".
– Tak jak w wielu zakładach pracy pracownicy dostają w okolicach świąt bony od swoich pracodawców, tak my w podobnej strukturze chcemy, żeby pracodawcy mogli taki bon zafundować swoim pracownikom – tłumaczyła Emilewicz w rozmowie z money.pl. 90 proc. bonu zostanie sfinansowane z budżetu państwa, zaś 10 proc. to będzie wkład pracodawcy. Szacunkowy koszt dla budżetu wyniesie w tym roku ok. 7 mld zł.
Według informacji "Rzeczpospolitej", turyści otrzymywaliby kartę przedpłaconą, którą mogliby płacić za usługi turystyczne, zarówno dla siebie, jak i dla kogoś z rodziny, np. dziecka.
Zły stan turystyki
W marcu międzynarodowy ruch turystyczny zmalał niemal o 60 proc. Wszyscy już wiedzą, że wynik dla całego roku może być jeszcze gorszy. Ucierpią na tym turystyczne potęgi. Całą branżę turystyczną czeka niemała rewolucja.
Turystyka w styczniu i w lutym funkcjonowała jeszcze normalnie; wszystko padło dopiero w marcu. Światowa Organizacja Turystyki Narodów Zjednoczonych (UNWTO) podała, że na zagraniczny wypoczynek wybrało się 67 mln mniej turystów niż rok temu.
A organizatorzy ich wypoczynku stracili przez to około 80 mld dol. Niestety w międzynarodowej turystyce to dopiero początek dramatu.