Tuż po wyborach prezydenckich rząd zamierza masowo zwalniać urzędników. Oznacza to, że sytuacja budżetu państwa nie jest dobra. Związkowcy już zapowiedzieli protesty i wysłali skargę do Trybunału Konstytucyjnego.
– W najnowszej "tarczy antykryzysowej 4.0" (obecnie zajmuje się nią Senat) znalazł się zapis pozwalający zwalniać osoby zatrudnione w organach władzy publicznej, w tym administracji rządowej, kontroli państwowej i ochrony prawa oraz w sądach i trybunałach; jednostkach budżetowych; państwowych funduszach celowych; pracowników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego i Narodowego Fundusz Zdrowia - pisze dziś wyborcza.pl.
Szybsza możliwość zwalniania urzędników była zapisana już w "tarczy antykryzysowej 2.0", która weszła w życie w połowie kwietnia.
Teraz może to oznaczać, że rząd będzie zwalniał z pracy nie tylko osoby zatrudnione w ministerstwach, departamentach czy członków korpusu służby cywilnej.
Czekanie na wybory
Zwolnienia mają się odbywać na podstawie specjalnego rozporządzenia Rady Ministrów o redukcji etatów lub o zmniejszeniu pensji urzędnikom - podaje serwis.
Bezpieczni będziemy tylko do połowy lipca, czyli do zakończenia ewentualnej drugiej tury wyborów prezydenckich. Rząd po prostu uznał, że wydanie rozporządzenia przed zakończeniem wyborów mogłoby zaszkodzić kandydatowi Dudzie. Postanowił więc zaczekać.
Jak widać na rynku pracy nie dzieje się dobrze. Tylko w pierwszym miesiącu obecnego kryzysu pracę straciła co setna osoba z ponad 15 mln ubezpieczonych.
A wszystko wskazuje na to, że po wakacjach może być jeszcze gorzej.