W ciągu kilku ostatnich lat najniższe wynagrodzenie w Polsce systematycznie rosło i w tym roku wynosi już 2,6 tys. zł brutto. W przypadku umów cywilnoprawnych (tzw. „śmieciowych”) minimalna stawka godzinowa wynosi 17 zł, co oznacza, że wzrost płacy minimalnej w porównaniu z rokiem ubiegłym wyniósł 15,6 proc.
Oczywiście obietnice polityków rozbudzały apetyty - w 2021 r. rząd obiecywał wynagrodzenie minimalne rzędu 3000 zł brutto (prawie 2200 zł na rękę), co zdaniem ekspertów było ryzykowne dla całego systemu.
Aż nadszedł wirus i wszystkie plany i obietnice zamiótł pod dywan.
Co to jest płaca minimalna?
NBP podaje, że płaca minimalna stanowi swego rodzaju ochronę dla pracowników przed nadmiernym wyzyskiem ze strony pracodawców.
Dawniej mówiło się, że robotnik powinien zarobić co najmniej dwa razy tyle, ile potrzebuje na własne utrzymanie, aby każdy był w stanie wychować dwoje dzieci. W 1894 r. jako pierwsza płacę minimalną wprowadziła Nowa Zelandia.
- To niejako zdobycz społeczna i cywilizacyjna, której celem jest poszanowanie pracy. Jeśli przedsiębiorca nie jest w stanie zapłacić pracownikowi tego minimum, a inny nie ma z tym problemu, oznacza to, że ten pierwszy marnuje zasób. Właśnie dlatego narzuca się minimalne zarobki - ocenia Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego (PTE).
Trzy kanały oddziaływania
Analitycy Crédit Agricole tłumaczą, że płaca minimalna wywiera wpływ na przeciętny poziom płac w gospodarce narodowej w ramach trzech kanałów oddziaływania.
Pierwszy z nich, to wpływ czysto arytmetyczny – część pracowników otrzymuje wyższą pensję, co z uwagi na ich udział w całości populacji podnosi średni poziom wynagrodzeń w gospodarce.
Po drugie, wzrost płacy minimalnej oddziałuje w kierunku wzrostu wynagrodzeń nie tylko osób zarabiających mniej niż ta kwota, ale również innych pracowników.
Po trzecie wreszcie, przedsiębiorcy w celu utrzymania rentowności swojej działalności, w reakcji na wzrost płacy minimalnej podnoszą ceny swoich produktów. W skali całej gospodarki prowadzi to do zwiększenia inflacji, co nasila żądania płacowe gospodarstw domowych w celu utrzymania siły nabywczej swoich dochodów (tzw. efekty drugiej rundy).
Pracodawcy: ryzykowne podwyżki
Przedsiębiorcy zrzeszeni w Konfederacji Lewiatan nie chcą, by państwo nakazywało podwyżki wynagrodzeń twierdząc, że w obecnej sytuacji nie ma miejsca na żadne ruchy, które zwiększałyby koszty pracy.
I postulują, by płaca minimalna została na czas epidemii zamrożona.
Eksperci Konfederacji tłumaczą nam, że musimy w tej sprawie zachować realizm i twardo stąpać po ziemi, a jeśli chcemy uniknąć kłopotów na rynku pracy w kolejnym roku, w ryzach trzymać musimy wszelkie inicjatywy związane ze wzrostem kosztów pracy.
- Priorytetem będzie ratowanie miejsc pracy i firm, mocno dotkniętych skutkami pandemii i coraz bardziej realistycznej wizji dużego spowolnienia gospodarczego – podkreśla prof. Jacek Męcina, doradca zarządu Lewiatana, przewodniczący Zespołu ds. budżetu, wynagrodzeń i świadczeń socjalnych RDS, w którym prowadzone są negocjacje.
Inflacja najwyższa w UE
Podobnie stanowisko wyrażają Pracodawcy RP. Sławomir Dudek, główny ekonomista organizacji przypomina, że w 2019 w kampanii wyborczej nagle pojawiła się obietnica wzrostu płacy minimalnej do 2600 zł w 2020 r., następnie 3000 zł w 2021 r. i docelowo 4000 zł.
Ekonomiści wpadli wtedy w osłupienie, bo płaca 4000 zł stanowiłaby, nawet według optymistycznej prognozy rządowej, 65 proc. średniego wynagrodzenia w 2023 r., a w relacji do mediany wynagrodzenia przekroczyłaby 70 proc. Taki skok zrujnowałby wiele małych i średnich firm.
Oczywiście pojawia się pytanie, czy taka obietnica znowu nie wróci, np. w drugiej turze wyborów? Przecież rząd z obietnic tych się nie wycofał, a jak wiemy wiele potrafi obiecać, byle tylko wygrać kolejne wybory.
Dudek ocenia, że już wzrost płacy minimalnej w 2020 r. do 2600 zł był ryzykownym rozwiązaniem dla gospodarki, który objawił się wzrostem inflacji na początku 2020 r. prawie do 5 proc. r/r.
A w Polsce inflacja jest obecnie najwyższa w całej Unii Europejskiej.
Problem strukturalny
- Epidemia COVID-19 złagodziła negatywne konsekwencje płacy minimalnej, ale problem strukturalny dalej istnieje. W świetle obecnych danych płaca minimalna w wysokości 2600 zł stała się większym ograniczeniem dla firm, niż nam się pierwotnie wydawało - mówi Dudek.
Przypomnijmy, że rząd przyjmując płacę minimalną na 2020 r. zakładał wzrost średniej płacy w gospodarce narodowej o ponad 6 proc. r/r, do poziomu ok. 5,2 tysiąca złotych.
Płaca minimalna według tych założeń miała więc wynieść niemal połowę średniej płacy (49,7 proc.). Jednak w przypadku relacji do mediany wynagrodzenia byłoby to już ok. 55-57 proc. Tak było przed kryzysem.
Obecna mediana prognoz wzrostu nominalnego wynagrodzenia to ok. 3-3,6 proc. r/r, a niewykluczony jest nawet jej spadek lub stabilizacja w tym roku. Przy takich prognozach średnia płaca w wyniesie zatem ok. 4,9-5,1 tys. zł.
A wtedy relacja płacy minimalnej do średniej ukształtowałaby się na poziomie 51-53 proc., co oznacza dość wysoki poziom płacy minimalnej w porównaniu do wielu krajów OECD.
- Musimy mieć na uwadze to, że w kryzysie najbardziej dotknięte zostały mikro- i małe firmy. Dla nich poziom płacy minimalnej jest poważnym ograniczeniem w elastycznym dostosowaniu się do sytuacji kryzysowej, a wiele firm z tego powodu musiało się zdecydować na zwolnienia. Dalsze podnoszenie płacy minimalnej pogłębi zwolnienia na rynku pracy - twierdzi Dudek.
Porównanie z Europą
Warto dodać, że za polską płacę minimalną według danych EUROSTAT można kupić realnie całkiem przyzwoity koszyk dóbr, według parytetu siły nabywczej, w porównaniu z innymi krajami w Unii Europejskiej.
Minimalne wynagrodzenie w Polsce w 2020 r. w przeliczeniu na wspólną walutę przed kryzysem dawało ok. 600 euro na miesiąc. W porównaniu z krajami zachodniej Europy to niezbyt dużo na pierwszy rzut oka. Najbliżej nam do Grecji i Portugalii – nasze płacowe minimum to około 80 proc. poziomu w tych krajach. Ale w porównaniu z Niemcami czy Francją to tylko niecałe 40 proc., zaś z Luksemburgiem to jedynie 30 proc.
Pracodawcy RP szacują, że sytuacja wygląda zupełnie inaczej, gdy weźmiemy pod uwagę realną siłę nabywczą wynagrodzeń (uwzględniającą poziom cen w danym kraju).
W takim ujęciu płaca minimalna w Polsce przekroczyła już 1000 jednostek PPS (to sztuczna waluta używana do wyliczeń uwzględniających parytet siły nabywczej).
Jesteśmy tym samym w pierwszej dziesiątce krajów UE o najwyższej płacy minimalnej (choć wiele krajów jej nie posiada). W efekcie w porównaniu z krajami bardziej rozwiniętymi różnica nie jest już tak duża.
- Przykładowo, w takim ujęciu wartość płacy minimalnej w Polsce jest wyższa niż w Portugalii i Grecji, a w relacji do poziomu w Hiszpanii sięga 93 proc. Nawet na tle najbogatszych krajów UE nie wypadamy tak dramatycznie słabo – to 62 proc. poziomu w Luksemburga, prawie 70 proc. Niemiec czy 82 proc. Irlandii - szacują Pracodawcy.
W ich opinii, gdybyśmy zwiększyli płacę minimalną do 4000 zł to według parytetu siły nabywczej (przy innych czynnikach nie zmienionych) płaca minimalna w Polsce przebiłaby niemiecką, co pokazuje absurd tej obietnicy, gdyż po prostu nasza gospodarka i nasze firmy nie są na to gotowe.
- Wszyscy chcemy ten cel osiągnąć. Polska płaca minimalna może zrównać się z niemiecką, ale tylko wtedy kiedy nasze gospodarki będą na zbliżonym poziomie rozwoju gospodarczego, a to niestety nie nastąpi za 2-3 lata - podsumowuje Dudek.