Ponad 1,8 bln euro rozdzielą przywódcy państw unijnych podczas szczytu rozpoczynającego się w piątek w Brukseli. Nowe propozycje zmian w planach finansowych UE mogą kosztować Polskę nawet kilkanaście miliardów euro. Pieniądze stracimy m.in. przez uparte obstawanie przy węglu.
Podczas pierwszego od pięciu miesięcy fizycznego spotkania przywódców 27 państw Unii Europejskiej uzgodniony ma zostać pakiet finansowy Wspólnoty na najbliższe lata: obejmuje on budżet UE na lata 2021–2027 oraz fundusz odbudowy gospodarki po pandemii koronawirusa.
Trudno przewidzieć ile dostaniemy z tego ostatniego: pierwotnie dla naszego kraju proponowano 64 mld euro. Teraz jednak trudno przewidzieć, ile pieniędzy ostatecznie trafi do Polski.
– Jest teraz w UE wyraźne żądanie, by pieniądze poszły tam, gdzie rzeczywiście mamy do czynienia z radykalnym spadkiem PKB – stwierdził w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" europoseł PO i sprawozdawca budżetu w europarlamencie Jan Olbrycht.
Brak neutralności klimatycznej
Jak jednak przypomina poniedziałkowa "Rzeczpospolita", w grze są nie tylko pieniądze z funduszu odbudowy. Bardzo jest bowiem prawdopodobne, że pieniądze z samego budżetu UE powiązane zostaną z kwestiami takimi jak praworządność i neutralność klimatyczna.
"Polska może stracić 8 mld euro, jeśli nie zobowiąże się – może nawet już za kilka dni – do celu neutralności klimatycznej" – ostrzega "Rz". Chodzi m.in o Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, z którego według pierwotnych planów mogły trafić do nas trafić nawet 2 mld euro z całej puli wynoszącej 7,5 mld euro.
To było jednak zanim przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel zaproponował, aby uzależnić wysokość otrzymanych środków od przystąpienia do celu neutralności klimatycznej. A tego rząd PiS uparcie odmawia.
Unijna gospodarka do 2050 roku miałaby pochłaniać tyle samo gazów cieplarnianych, ile ich wytwarza. Większość krajów członkowskich przystała na decyzję o neutralności klimatyczne, jednak dla Polski oznacza to redukcję zużycia węgla. Z tego właśnie powodu premier Mateusz Morawiecki już dwukrotnie odmówił podpisania takiej deklaracji.
– Rozumiemy, że są kraje, które mają zupełnie inną sytuację gospodarczą, technologiczną, społeczną, ale Polska nie jest winna temu, że akurat jesteśmy w takim, a nie innym położeniu, jeśli chodzi o nasz system energetyczny – stwierdził w grudniu 2019 r. Morawiecki.