Wczoraj w Brukseli zakończył się pierwszy dzień nadzwyczajnego unijnego szczytu dotyczącego finansów. Rozmowy zaczną się znów w sobotę. Premier Mateusz Morawiecki poinformował, że brak na razie porozumienia w sprawie funduszu odbudowy po pandemii wywołanej koronawirusem.
Zdaniem Morawieckiego jest grupa państw, którą nazywa grupą skąpców.
- Oni się nazywają oszczędnymi, którzy chcą po prostu mniejszego wkładu do tego budżetu. My oczywiście opowiadamy się za tym, żeby był jak najbardziej szczodry. Widać wyraźnie, że pomiędzy Południem a Północą nie ma konsensusu - powiedział dziennikarzom w Brukseli szef polskiego rządu.
I dodał, że "cały czas nie wie ile jest pieniędzy na stole" - cytuje Polskie Radio.
Przypomnijmy, że zmniejszenia funduszu odbudowy proponowanego w wysokości 750 miliardów euro domagają się Holandia, Austria, Dania, Szwecja i Finlandia, czyli państwa dużo płacące do wspólnego budżetu.
Południe, czyli głównie Hiszpania i Włochy nie godzą się na cięcia. Polska od lat jest poważnym beneficjentem polityki unijnej.
Jest szansa, ale..
Jak podawaliśmy w czwartek, Polska ma szansę na spore środki z UE, bo dla większości państw liczy się szybkie porozumienie. Szczególnie dla Niemiec – które nie chcą, żeby porażka w sprawie budżetu zepsuła ich prezydencję, w czasie której będą musiały zajmować się takimi tematami, jak brexit czy migracja.
Dla Włoch, Hiszpanii, Portugalii czy Francji – bo szybko potrzebują pieniędzy na wychodzenie z kryzysu. Charles Michel, przewodniczący Rady Europejskiej, zaproponował, by budżet na lata 2021–2027 wynosił 1,074 bln euro, z czego Polska miałaby dostać ok. 93 mld euro.
Ale coraz więcej unijnych dyplomatów mówi, iż wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy dotyczące LGBT i jego środowiska politycznego, np. posła Czarnka z PiS sprawiają, że Polska powinna być raczej ukarana, a nie nagrodzona unijnymi miliardami.