Choć rząd pozwolił na ograniczoną organizację wesel, to nad rynkiem wisi strach przed przyszłością. Bo może się okazać, że poluźnienia poluźnieniami, ale akurat nasz region uzyskał łatkę "czerwonego" i rząd zakaże lub ograniczy na tym terenie organizację imprez ślubnych. Boją się nie tylko państwo młodzi, ale też ich goście i przedsiębiorcy, których straty już w tej chwili są nie do odrobienia.
Jak informuje "Rzeczpospolita", rząd wprowadzi ograniczenia w organizacji wesel. W
związku z wzrastającą liczbą dziennych zakażeń koronawirusem w "czerwonych" powiatach limit osób będzie wynosił 50, w "żółtych" - 100.
– Jeśli zakażeń jest więcej niż 12 na 10 tys. osób, to powiat klasyfikowany jest jako czerwony, jeśli od 6 do 12 - żółty, a jeśli mniej niż 6 - to zielony – pisze dziennik na podstawie słów ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego.
Jednocześnie wiceminister rozwoju Olga Semieniuk zapowiedziała gazecie, że na wesela nie będą mieli wstępu seniorzy. – Wiemy, że każda rodzina chciałaby w możliwie najszerszym gronie bawić się na weselach, ale jeżeli możemy ochronić życie i zdrowie babć i dziadków, wprowadzimy zakaz uczestnictwa w tego rodzaju imprezach dla seniorów – poinformowała.
Co to oznacza dla młodych i branży ślubnej, którzy z otwartymi ramionami przyjęli wcześniejsze poluzowanie obostrzeń?
Urządzanie wesela w czasach koronawirusa
Przyjęło się sądzić, że (relatywnie) niewielki stres to normalne odczucie związane ze ślubem, weselem i jego organizacją. Przynajmniej, jeśli mowa o lekkiej tremie państwa młodych oraz ich niepokoju związanym z prawidłowym przebiegiem ceremonii i samopoczuciem gości.
Niestety ten rok pokazał, że stres związany z koronawirusem udziela się wszystkim, nie tylko młodym. Tradycyjne zmartwienia - czy kwiaty będą w odpowiednim kolorze, czy tort będzie smakować, czy ten wujek się upije i będzie zaczepiał kobiety, a tamta ciocia będzie domagać się disco polo, schodzą na dalszy plan, zastąpione przez jeden naczelny problem - pandemię.
Młodzi stają w obliczu licznych pytań - jak zorganizować wesele, nie stworzyć ogniska koronawirusa, nie nadziać się na kontrolę sanepidu i wreszcie - gdy planowaliśmy je od dłuższego czasu - jak połączyć własny interes i potrzebę z podszeptami naszej odpowiedzialnej strony, że może lepiej je przesunąć na później.
Goście tymczasem głowią się, jak się witać po przyjeździe, czy mieć maseczkę w trakcie ceremonii, czy zachowywać bezpieczny dystans od innych biesiadników, czy tańczyć z obcymi ludźmi. Weselny savoir-vivre jeszcze nigdy nie był tak skomplikowany jak teraz.
Internet soczewką rzeczywistości
Wgląd w lęki przyszłych nowożeńców dają fora i grupki rozsiane po sieci, a szczególnie w mediach społecznościowych. Podstawowym niepokojem biorących ślub jest to, czy w ogóle sytuacja epidemiczna w kraju pozwoli na organizację wesela.
– Trochę mnie to przeraża, bo ślub mam na koniec września i mam nadzieję, że sytuacja się chociaż odrobinę uspokoi, bo jednak to nie wygląda zbyt dobrze - pisze użytkownik jednego z forów weselnych.
Użytkownicy licznych ślubnych grupek facebookowych zastanawiają się z kolei, jak zorganizować tradycyjne przyjmowanie życzeń od gości. Jedni stawiają na normalność i działanie jak co dzień. Jeszcze inni starają się zachować prewencję sanitarną.
– Poprosiłam księdza, żeby grzecznie w naszym imieniu przekazał, aby ograniczyć się tylko do podania reki. Bardzo fajnie to powiedział i nikogo nie uraził – pisze jedna z użytkowniczek, a druga dodaje: – My zrobiliśmy na sali życzenia. DJ grzecznie oznajmił, że jest wirus i podanie ręki... Ale wiadomo nie każdy ustosunkował się do tego.
Odmowy plagą czasu zarazy
Jednak prawdziwy popłoch wśród młodych par budzi skala odmów potencjalnych gości. Niektórzy przyszli nowożeńcy meldują nawet o odsetku odmów wynoszącym 75 proc. Oczywiście, zdarzają się również wypowiedzi młodych, raportujących o przybyciu bez mała wszystkich oczekiwanych biesiadników. Jednak mimo że głosy są różne, to obraz maluje się jeden - w tym roku na wesela przybędzie mniej osób niż zazwyczaj.
Szczególnie dotyczy to osób starszych, które będąc w grupie ryzyka, boją się zakażenia jeszcze bardziej. Zdaniem niektórych facebookowych przyszłych pań młodych, oliwy do ognia dolewają media, które skupiają się na informowaniu o weselnych ogniskach choroby i zapominają, że koronawirus może czyhać na ludzi także w innych miejscach.
Krótszy sezon, więcej wesel
Powyższe przykłady są tylko częścią całej gamy najróżniejszych problemów koronawirusowych wesel. Jak mówią Justyna z Patrykiem, którzy na ślubnym kobiercu staną 15 sierpnia, poważnym utrapieniem stało się nagromadzenie wesel wynikające z ich przekładania z pierwszej połowy roku. Wielu zaproszonych musi wybierać, do której pary zechce przyjść. Ponadto jest problem ze znalezieniem noclegu, bo w okolicy wszystko zostało wyprzedane.
– Nie przyjedzie też nikt z zagranicy. Pandemia, a dokładnie obostrzenia i kwarantanna, praktycznie uniemożliwiają podróż – dodają.
Natalia i Piotr - inna para zamierzająca niebawem powiedzieć sobie "tak" - wyjawili, że ich niepokoje odnośnie organizacji wesela w trakcie pandemii związane są z możliwością zarażenia się uczestników ich uroczystości.
– Nie martwimy się o siebie, raczej o starszych gości – powiedzieli i dodali, że nie zamierzają przełożyć wesela, ponieważ bardzo trudno o termin przyszłoroczny, a po drugie nie wiedzą co się wtedy stanie w kwestii COVID-19.
Największą ofiarą jest branża
Jednak prawdziwą zgrozę przeżyli przedsiębiorcy branży ślubnej. Podczas gdy młodzi w rachunku zysków i strat sprawdzają, czy poniesione nakłady i zaliczki przepadną, przedsiębiorcy z branży zastanawiają się, czy dotrwają do przyszłego lata.
Choć niedawno rząd wycofał część swych obostrzeń, to trudna sytuacja trwa nadal. Straty, które dotychczas wystąpiły, są nie do odrobienia w tym sezonie. A z wesel żyją nie tylko domy weselne. Problemy odczuły także firmy zaopatrujące śluby i wesela w kwiaty i inne akcesoria, firmy cateringowe, zespoły weselne oraz wedding planerzy.
Według raportu Polska branża ślubna w liczbach, przygotowanego przez Polskie Stowarzyszenie Wedding Plannerów, cały rynek ślubny w Polsce jest wyceniany na 7 miliardów złotych. Uczestniczy w nim 20 tysięcy osób i firm. Robert Pieczyński, Członek Zarządu Polskiego Stowarzyszenia Wedding Plannerów, przybliża ponurą rzeczywistość, z którą muszą się mierzyć te tysiące ludzi.
– Branża ślubna w Polsce jest branżą sezonową. Wesela w główniej mierze odbywają się od maja do końca października. Z powodu braku możliwości organizacji wesel w początkowej fazie sezonu 2020, według naszych szacunków branża ślubna straciła już około 2 miliardy zł w tym roku – mówi.
– Największymi stratami dotknięci są właściciele obiektów weselnych oraz restauratorzy, gdyż ich przychód jest wprost proporcjonalny do ilości osób uczestniczących w weselu. Pomimo tego, iż rząd zezwolił na organizacje wesel do 150 osób, to i tak zauważamy dosyć spory spadek liczby gości uczestniczących w imprezach, nawet tych mniejszych. Szacujemy, że jest to spadek nawet ok. 35-40 proc. liczby gości na weselu, co, tak jak wspomniałem, bezpośrednio przekłada się na przychód obiektów weselnych – dodaje.
Poweselne ogniska choroby
Zdaniem Stowarzyszenia, największym obecnie problemem są ogniska choroby powstałe po weselach. Ekspert wyjaśnia, że choć w Polsce odbyło się już 40-45 tysięcy wesel, to tych ognisk powstało kilka czy kilkanaście, więc są to setne części procenta.
– Uważamy, że w chwili obecnej nie ma co tworzyć w tym obszarze jakiejś paniki, ale w naszej ocenie należy jednak podjąć kroki, które będą ograniczały ryzyko. Największym problemem w czasie wesel jest zachowanie dystansu społecznego wśród gości. Należy pamiętać, że wesela to nie tylko biesiadowanie przy stole, ale również zabawa taneczna na parkiecie – mówi Robert Pieczyński.
Pewnym pocieszeniem pozostaje fakt, że żyjemy w XXI wieku i tym zakochanym, którym koronawirus pokrzyżuje ślubne plany, zawsze pozostaje opcja powiedzenia sobie "tak" przez internet.