Szeregowi posłowie PiS naciskają na cofnięcie wprowadzonej w 2018 r. obniżki pensji parlamentarzystów o 20 proc. Partia rządząca nie ma jednak zamiaru oficjalnie brać odpowiedzialności za wycofanie się ze swojej własnej inicjatywy. Ostatnio sam wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki miał namawiać opozycję do zgłoszenia odpowiedniej nowelizacji.
Jak podaje "Gazeta Wyborcza", Terlecki miał namawiać opozycję zarówno w Sejmie, jak i w Senacie, do złożenia projektu, zapewniając przy tym, że "prezes Kaczyński przymknie oko".
– Jego przekaz był taki: składacie projekt zmiany ustawy, a my nie będziemy się sprzeciwiać i go poprzemy – relacjonuje jeden z rozmówców Terleckiego.
Ile zarabiają posłowie?
Większość parlamentarzystów, z którymi rozmawiała "Wyborcza", ma być zwolennikami powrotu do dawnych pensji – nikt jednak nie chce tego pomysłu poprzeć pod nazwiskiem.
W tym momencie szeregowi posłowie i senatorowie zarabiają 5890 zł na rękę. Oprócz tego otrzymują 2,5 tys. diety na koszt wykonywania mandatu oraz 14 tys. zł na utrzymanie biura poselskiego. Znacznie lepiej mają się natomiast finanse tych posłów, którzy pełnią w rządzie funkcje ministrów lub wiceministrów.
Obniżka pensji parlamentarzystów w czerwcu 2018 r. była pokłosiem afery z ogromnymi premiami dla ministrów rządu PiS. Tylko w 2017 roku partia miała wydać na nie ponad 2 mln złotych. Po wyjściu sprawy na jaw Jarosław Kaczyński nakazał ministrom zwrot premii oraz "ukarał" parlament projektem obniżki wynagrodzeń o 20 proc.
Jak jednak pisaliśmy w INNPoland.pl na początku nowej kadencji Sejmu, niektórzy najbiedniejsi posłowie przez 5 lat dość mocno zwiększyli swój majątek.
Do tej listy możemy zaliczyć: ministra w Kancelarii Premiera Łukasza Schreibera, wiceministrów Annę Krupkę, Adama Andruszkiewicza, czy Pawła Szefernakera (MSWiA). Również do tego grona dodajmy wicemarszałek sejmu Małgorzatę Gosiewską, czy Barbarę Dziuk z PiS oraz Roberta Winnickiego i Jakuba Kuleszę z Konfederacji.
Na gromadzeniu gotówki skupił się mocno Adam Andruszkiewicz, który posiada na koncie 190 tys. zł i 5 tys. funtów brytyjskich. Niektórzy najbiedniejsi posłowie postanowili na zmiany w swoim garażu. I tak Małgorzata Gosiewska wymieniła swoje Renault Lagunę z 2003 roku na VW Passata z 2017 roku, który jest wyceniany na 50 tys. zł. Barbara Dziuk z kolei wymieniła swojego 12-letniego Fiata Multiplę na Fiata 500 i 3-letniego Jeepa Jeep Renegade. W ten sposób majątek w ciągu 5 lat z 10 tys. urósł do 120 tys. zł.
"Na papierze" mocno wzrósł również majątek posła Jakuba Kuleszy, który przychodząc do Sejmu jeździł kilkuletnim Oplem Astra i posiadał 7 tys. zł. Jak jednak wyjaśnił nam poseł już po publikacji tego tekstu, wpływ na to miało kilka czynników: wzrost wartości mieszkania (kupowanego po 3580 zł/m2, dzisiaj wycenionego po 7000 zł/m2), które rok po rozpoczęciu kadencji zakupił wraz z żoną, ze wsparciem rodziny. W tym momencie Kulesza i jego żona jeżdżą również samochodami, które mają już swoje lata: BMW E91 z 2009 r. i BMW F11 z 2012 roku. Przy większych zakupach dla gospodarstwa domowego posła dużą rolę odgrywała również pensja jego żony oraz kredyty.