Górniczy związkowcy dogadali się z rządem. Oznacza to, że elektrownie będą mogły sprzedawać prąd tak jak chcą, bez tłumaczenia się z kosztów. Zamierza się też ograniczyć import energii, co przełoży się na jej ceny. A dokładniej - jej wzrost.
Efektem coraz większego braku przejrzystości w branży górniczej, który funduje nam rząd, będzie wzrost rachunków za prąd. Bo tak jest najłatwiej. Po co reformować trudny finansowo i społecznie sektor, skoro można to rozwiązać chwilowo?
No właśnie. Problem zresztą i tak powróci, ale wcześniej zapłacimy za to wszyscy w wyższym rachunku za energię.
Obserwatorzy i branżowi eksperci nie mają wątpliwości mówiąc, że minister Sasin, który kilka razy obiecywał reformę górnictwa i znów poległ uginając głowę przed górniczymi związkowcami, funduje wszystkim wyższe rachunki za energię, kontynuując wieloletnie patologie.
Nierentowne kopalnie tj. Ruda czy Wujek, ciągnące na dno cała Polską Grupę Górniczą będą w dalszym ciągu działać, niezależnie od tego ile strat jeszcze przyniosą. Sasin zgodził się także na ograniczenie konkurencji eliminując import tańszej energii i surowców. Bo i po co ma się narażać, próbuąc reformować skostniały i nieefektywny system.
Reform brak
Rafał Zasuń z portalu wysokienapiecie.pl ocenia, że jest to kolejny zwrot o 180 stopni we wcześniejszych negocjacjach, bo jeszcze w kwietniu ci sami związkowcy usłyszeli od tego samego ministra, Jacka Sasina, że ograniczania importu energii nie będzie.
Ta kupowana z zagranicy jest w końcu tańsza od wytwarzanej w Polsce, więc nie opłaca się ograniczać importu. A poza tym zachwiałoby to finansami spółek energetycznych.
Ci, którzy liczyli na jakąkolwiek zmianę i reformę, po raz kolejny się rozczarowali. Polska energetyka nie wygląda dziś dobrze, o czym świadczą żenujące wyceny giełdowych spółek skarbu państwa, tj. Enea, PGE czy Tauron.
Energetyczny rollercoster
Rok 2020 w polskiej elektroenergetyce to historia gwałtownego spadku i powolnego wzrostu. Pandemia koronawirusa, która wybuchła w połowie marca, przyniosła tąpnięcie w zapotrzebowaniu na moc, co przełożyło się na spadek produkcji energii elektrycznej, ale także na niższe emisje oraz na obniżenie cen energii.
Po bardzo trudnym drugim kwartale sytuacja na rynku z miesiąca na miesiąc zbliża się do stanu sprzed roku - oceniają eksperci Forum Energii. W sierpniu zapotrzebowanie na energię elektryczną wzrosło o 0,9 proc. w stosunku do czerwca. Jednocześnie zużycie na poziomie 13,4 TWh było tylko o 1,3 proc. mniejsze niż w sierpniu 2019.
Produkcja energii w sierpniu 2020 r. zwiększyła się o 1,5 proc. m/m. Wzrosła podstawowa produkcja w elektrowniach opalanych węglem kamiennym (o 2,6 proc. m/m). Produkcja z fotowoltaiki w zestawieniu z lipcem zwiększyła się o 7,4 proc., do 283 GWh. Spadło natomiast wytwarzanie energii z elektrowni wiatrowych, co jednak jest zjawiskiem typowym dla tej technologii w miesiącach letnich.
Ceny energii na Rynku Dnia Następnego powróciły do wysokich poziomów - średnioważony indeks TGeBase jest najwyżej od października 2019 r. (ok 232 PLN/MWh). Na Rynku Terminowym Towarowym również odnotowano wzrosty cen - głównie z powodu rosnących cen uprawnień do emisji CO2.
A będzie drożej
Sasin podał, że spółki Skarbu Państwa nie będą kupować węgla za granicą. Węgiel importowały PGE i Węglokoks. Powiedział, że sprowadzają go z zagranicy firmy prywatne, bo jest i tańszy i lepszy jakościowo.
Niestety, w ten sposób wicepremier konserwuje skansen, który od lat pasożytuje na naszych rachunkach.
Paweł Puchalski, analityk Santander BM ocenia wprost w rozmowie z INNPoland.pl, że minister przyznał, iż jakość importowanego węgla jest lepsza, a cena niższa w porównaniu z polskim. A zamykając PGE możliwość tańszych zakupów, wpływa na nią negatywnie.
I dodaje, że jest to decyzja negatywna dla akcjonariuszy spółki. Z pewnością będzie również negatywna dla naszych portfeli i ogólnie całej polskiej gospodarki.