Nie tylko awaria silnika czy uzbrojony pasażer może spowodować katastrofę samolotu pasażerskiego. Dramaty mogą zacząć się od czegoś pozornie tak błahego, jak kubek z kawą w kokpicie pilotów. Airbus i Boeing dobrze o tym wiedzą.
Niedawno świat lotnictwa obiegła informacja, że Airbus oficjalnie zmodyfikował panel sterowania w kokpicie A350, na który nierzadko piloci rozlewali napoje. W konsekwencji w dwóch przypadkach doszło do zatrzymania jednego z dwóch silników. Teraz wspomniany panel ma być odporny na działanie cieczy – informuje portal World of Aviation.
Napój wylany w nieodpowiednim miejscu w kopicie może nieść ze sobą poważne konsekwencje, co potwierdza w rozmowie z INNPoland.pl kapitan Dariusz Kulik, pilot Airbusa A320 oraz twórca kanału YouTube o nazwie Turbulencja.
– Samoloty, na których latam i latałem, czyli Boeing 737 i Airbus A320 mają - o dziwo - elektronikę na panelu środkowym, między pilotami, nieodporną na zalanie. Znajduje się tam m.in. interfejs MCDU, służący do wprowadzania danych do komputera – jego cena to setki tysięcy euro - mówi kpt Dariusz Kulik.
- Z jakiegoś powodu również panel radiowy i inne instrumenty, znajdujące się na środkowym panelu, nie są wodoodporne, nawet na zachlapania. Płyn w elektronice może wywołać różnego rodzaju szkody – odpowiada kapitan Airbusa.
Zasady muszą być
Twórca kanału Turbulencja zwraca uwagę na procedury, które mają uchronić pilotów przed spowodowaniem niechcianej awarii.
– Dlatego jest zasada, której powinno się przestrzegać, której sam rygorystycznie przestrzegam, jeśli lecę jako pilot. Nad panelem środkowym nie przenosi się płynów. Jest specjalna procedura - jeśli załoga podaje napój to z lewej strony kapitana, z prawej strony pierwszego oficera. Tak, aby podawać od strony okna, gdzie też jest specjalny uchwyt na kubki – zaznacza Kulik.
Samoloty firmy Airbus są chwalone przez wielu pilotów ze względu na sporą ilość miejsca w kopcie, czy brak wolantu, który został zastąpiony sidestickiem. Dzięki temu piloci mają do dyspozycji stoliczki. Mogę je wykorzystać podczas spożywania posiłku, czy sporządzania dokumentacji lotniczej.
– W samolotach Airbus przed pilotami są praktyczne, rozkładane stoliczki. Czasem kładziemy sobie tam szklaneczkę z napojem, także należy uważać, aby jej nie potrącić. W jednej z firm, w której latałem, ktoś zostawił odkręconą butelkę na wspomnianym stoliczku. Przewróciła się na panel środkowy, powodując pewne szkody – podkreśla kapitan Kulik.
Nie tylko Airbus boi się kawy
Brak odpowiedniego zabezpieczenia panelu środkowego wynika w dużej mierze od specyfikacji konkretnego producenta samolotów. W większości statków m.in. Airbusa czy Boeinga powietrznych opisywana część kokpitu nie jest odporna na rozlane.
Jeśli ciecz faktycznie wleci w nieodpowiednie miejsce, może spowodować wspomniane wcześniej zatrzymanie silnika, jak miało to miejsce w Airbus A350. Duży wpływ ma na to wszechobecna elektronika, która jest podatna na wszelkiego rodzaju zachlapania.
– W nocy, ciemno w kokpicie i kolega podawał mi kabel do ładowania tabletu, z którego korzystamy na pokładzie, zamiast dokumentacji papierowej. Tak nieszczęśliwie podawał, że zaczepił się o dźwignie silników. Przez to silniki też mogły zostać wyłączone. Takie rzeczy bardzo rzadko się zdarzają, ale jak widać wszystko jest możliwe – opowiada kapitan Dariusz Kulik, zapytany o niebezpieczną sytuację jaka przydarzyła mu się w kokpicie.