Choć jest biologiem, została doceniona w dziedzinie ekonomii. Dr Agnieszka Żelaźniewicz wraz z międzynarodowym zespołem zostali uhonorowani nagrodą Ig Nobla, nazywaną również "antynoblem".
Wyróżnienie to przyznaje się za badania, które "najpierw wywołują śmiech, ale potem zmuszają do myślenia". I tak właśnie można określić badania Polki, która pochyliła się nad tematem... całowania i zarobków. W rozmowie z INNPoland opowiada o swoich badaniach i reakcjach, które nagroda wywołała wśród innych.
Znajomi bardziej żartują czy gratulują nagrody?
Wszyscy gratulują, ale żartów też trochę jest. Nie wiem jak ludzie, którzy nie siedzą w nauce, podchodzą do Ig Nobli. Znam je od lat i znam również parę osób, które są laureatami. W każdym przypadku otrzymanie tej nagrody to było czymś bardzo przyjemnym, zabawnym i śmiesznym, ale również dużym wyróżnieniem.
Spodziewaliście się jej w trakcie pracy?
Szczerze mówiąc – nie. Ig Noble są przyznawane za różne prace, ale to są w większości badania, które mają bardzo mocne podłoże naukowe.
My analizowaliśmy częstotliwość całowania się w kontekście mocnych hipotez ewolucyjnych. Często zajmujemy się różnymi zachowaniami człowieka, więc może też z tego względu w ogóle nie przyszło nam do głowy, że to może aż tak zwrócić uwagę.
Utworzyliście własne grono antynoblistów w Polsce?
W Polsce jeszcze nie, na razie moglibyśmy utworzyć takie grono, z którymi w miarę regularnie spotykam się na konferencjach naukowych (śmiech).
Taka nagroda dodaje splendoru naukowcowi w środowisku?
Może nie splendoru, ale na pewno jest to coś, za co się składa gratulacje (śmiech). Natomiast gdy moja siostra, nie zajmująca się nauką dowiedziała się o tym, że nasze badanie zostało nagrodzone Ig Noblem, to zapytała: co to w ogóle jest?
Można więc powiedzieć, że nagroda przyczynia się do popularyzacji nauki.
Rzeczywiście ma pewien aspekt popularyzacyjny. Nagrody są sprzedawane w bardzo zabawnym, wręcz popularnonaukowym opakowaniu. Opisy nagrodzonych badań powodują, że ludzie sięgają po oryginalne prace, aby dowiedzieć się więcej i sprawdzić czy naukowcy są rzeczywiście tak szaleni.
Widzimy tego efekty. Przez to, że jestem w nagrodzonym zespole, zaczynają się rozmowy na temat naszej pracy, pojawiają się pytania o badania prowadzone w Katedrze Biologii Człowieka na Uniwersytecie Wrocławskim.
To zmiana na lepsze, bo chyba kiedyś Ig Noble nie miały zbyt pozytywnego wydźwięku.
Pierwsze Ig Noble, rozdawane w latach 90., były przyznawane za badania, których - powiedzmy - nie powinno się powtarzać. Otrzymywały je na przykład prace bez mocnych metod naukowych.
Natomiast dzisiaj nagradzane są badania, które ukazują się w topowych czasopismach naukowych, ale mają nutę czegoś zabawnego. Czy zajmują się śmiesznym tematem, czy są bardzo zaskakujące w swojej formie.
Mogą też być komentarzem politycznym. Bo przecież w tym roku nagrodę dostał między innymi Łukaszenko za pokazanie ludziom, że decyzje polityków mają dużo większy wpływ na życie i zdrowie ludzi niż lekarze.
To zresztą jego drugi laur. Wcześniej dostał za zakaz publicznego klaskania.
Które tegoroczne nagrodzone prace uznałaś za najzabawniejsze?
Świetna jest ta pokazująca, że entomolodzy, zajmujący się owadami często cierpią na arachnofobię. Artykuł pokazuje, że dwie nogi robią różnicę. Pajęczaki mają ich osiem, owady - sześć i okazuje się, że ci, którzy zajmują się owadami, często się boją pająków.
Bo mają nadprogramową liczbę nóg?
Dokładnie tak. Jako jedną z kluczowych cech pajęczaków, która wywołuje ich niepokój, wskazywali liczbę nóg. I to są właśnie badania, przez które chce się sięgnąć po artykuł. Zobaczyć, co im przyszło do głowy, żeby to sprawdzić i jak to próbują te dziwne zjawisko wyjaśnić.
Zachęcam też do obejrzenia samych ceremonii rozdań. Niestety w tym roku ceremonia odbyła się online ze względu na pandemię, ale starano się zachować większość stałych elementów. Rozdania z ubiegłych lat są przezabawne. Biorą w nich udział laureaci Nobli sztokholmskich i wszystko odbywa się na Harvardzie, ale ma konwencję dowcipną, wręcz kabaretową.
Wy dostaliście Ig Nobla za badanie o... całowaniu.
Tak właściwie to chcieliśmy sprawdzić, od czego może zależeć częstość całowania i to, jak dużą wagę przywiązujemy do całowania się w związkach. Przeprowadzaliśmy badanie międzykulturowe w 13 różnych krajach z 6 różnych kontynentów. Testowaliśmy hipotezy adaptacyjne, które próbują wyjaśnić dlaczego ludzie się całują.
Musimy pamiętać, że całowanie nie jest zachowaniem uniwersalnym dla wszystkich społeczności człowieka.
Naprawdę?
Oczywiście. Są społeczności, w których ludzie się nie całują, wręcz uważają to za coś zdrożnego i obrzydliwego. Co ciekawe, w takich społecznościach można dostrzec ten gest, ale raczej pomiędzy matką i dzieckiem, ale nie pomiędzy partnerami romantycznymi. Są też społeczności, które się całują bardzo często. Na przykład w krajach wysoko rozwiniętych, to zachowanie jest powszechne.
Sprawdzaliśmy również, od czego będzie zależeć częstość całowania i jak to jest dla nas ważne na różnych etapach związku. Rozważaliśmy dwie hipotezy. Pierwsza z nich zakłada, że całowanie pełni rolę pewnego przetestowania potencjalnego partnera, więc byłoby najważniejsze na samym początku związku.
Całowanie jako test?
Wybór partnera z punktu widzenia ewolucyjnego polega na tym, byśmy dobrali partnera pod kątem genetycznym, pod kątem zdrowia, tak aby nasze potomstwo otrzymało możliwie najlepszą mieszankę genów. To zwiększy szanse potomstwa na przeżycie, a także zwiększy szansę na osiągnięcie wysokiego sukcesu reprodukcyjnego
Założyliśmy, że ta częstość całowania w początkowych fazach relacji powinna też być zależna od tego, jak duża jest presja patogenów w danej populacji. Użyliśmy wskaźnika, który mówi o tym, jak często pojawiają się choroby zakaźne w różnych populacjach.
A druga hipoteza?
Ta zakłada, że ludzie całują się dlatego, że służy to podtrzymywaniu stałych więzi. Wtedy całowanie byłoby ważniejsze w stałych związkach, już na dalszych etapach relacji, gdy jesteśmy jakiś czas ze sobą.
Założyliśmy, że w środowiskach, gdzie jest trudniej przeżyć czy sobie poradzić, związki monogamiczne są bardziej cenione. W takich społecznościach inwestycja w potomstwo będzie wymagała obecności obojga rodziców, ponieważ wtedy potomstwo ma większą szansę na przeżycie i zwiększa się prawdopodobieństwo, że dożyje do wieku reprodukcyjnego.
Dla oceny trudności środowiskowej, użyliśmy wskaźnika Giniego, obrazującego nierówności dochodowych w populacji, czyli jak duże nierówności dochodowe występują w danym kraju. Analizowaliśmy też produkt krajowy brutto, a więc miarę bogactwa społeczności.
I jaki był wynik?
Po pierwsze całowanie jest dużo ważniejsze w ustabilizowanych relacjach. Jest mniej ważne na początku związku, więc ta druga hipoteza się potwierdziła. Co więcej, w krajach, gdzie występują większe nierówności dochodowe, ludzie całują się częściej w stałych związkach.
Potwierdza to hipotezę, że całowanie służy temu, by podtrzymywać stały związek i jest najważniejsze w społecznościach, gdzie jest trudniej. Miarą trudności są nierówności dochodowe.
Media trochę uprościły to badanie. W pani ustach brzmi to bardzo poważnie.
Oczywiście, że tak. Dlatego, gdy się sięgnie po prace ignoblowskie, to widać, że nagrodzeni naukowcy testują ważne hipotezy. Czasem nauka brzmi zabawnie, ale bada się poważne zależności, które mają znaczenie. Podobnie jest z naszą pracą. Dlatego nie spodziewaliśmy się nagrody, ale bardzo się cieszymy.
Czym się teraz pani zajmuje?
Ostatnio testowaliśmy hipotezę handicapu oksydacyjnego u mężczyzn w kontekście maskulinizacji, jako cechy atrakcyjnej fizycznie. Bardzo upraszczając skomplikowane zagadnienie: zastanawiamy się nad tym, dlaczego niektórzy podobają nam się bardziej niż inni. Testujemy kluczowe hipotezy ewolucyjne.
Prowadzimy też badania nad kobietami chorującymi na Hashimoto. Interesują nas kwestie nadreaktywności układu immunologicznego, skąd się biorą schorzenia autoimmunologiczne i dlaczego niektórzy mają "zbyt dobry" układ odpornościowy.