Chyba nikt nie lubi płacić podatków, zwłaszcza kiedy są wysokie. Sprawdziliśmy, gdzie przedsiębiorcy nie muszą się dzielić swoimi dochodami z fiskusem.
W tym roku tzw. Dzień Wolności Podatkowej - czyli symboliczny moment, w którym Polacy przestają pracować na podatki, a wreszcie zaczynają zarabiać dla siebie - obchodziliśmy 10 czerwca. Statystycznie w 2020 roku musieliśmy pracować 161 dni na opłacenie wszystkich danin dochodowych wobec państwa.
W zeszłym roku dochody budżetu państwa wyniosły 400,5 mld zł. Podatek CIT dał wpływy w wysokości 40 mld zł, a CIT lekko ponad 65 mld zł. Największe dochody państwo czerpie z podatku od towarów i usług (VAT), co zasila budżet kwotą bliską 181 mld zł – podaje strona podatki.gov.pl.
Raje podatkowe EU
Patrząc na dane, aż korci, by poszukać alternatywnego sposobu uniknięcia płacenia podatków, albo przynajmniej ich obniżenia.
Najlepszym sposobem byłoby rozliczanie się ze swoich dochodów w tzw. rajach podatkowych. Czyli krajach, które posiadają bardzo łagodne prawo podatkowe pozwalające zatrzymać sporą część wypracowanych pieniędzy we własnym portfelu.
W samej EU, jak określiła Komisja Europejska, znajdują się wewnętrzne raje podatkowe. Są to kraje takie jak Belgia, Cypr, Holandia, Irlandia, Luksemburg i Malta.
– Kraje te celowo wdrażają takie regulacje prawne, które sprzyjają sztucznemu transferowaniu do nich zysków. Co więcej, kraje te często są także wykorzystywane przez międzynarodowe korporacje jako państwa pośredniczące w dalszym transferowaniu zysków do tradycyjnych rajów podatkowych, takich jak Kajmany czy Wyspy Dziewicze – czytamy w raporcie Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Jak dodają jego autorzy, "jeśli UE nie podejmie skutecznych działań w walce z rajami podatkowymi, to doprowadzi do podważenia zaufania i solidarności między państwami".
Dlaczego? Przyczyna jest prosta - inne kraje członkowskie UE tracą aż 170 mld zł rocznie z powodu rajów podatkowych. 4/5 tej kwoty trafiają do krajów o "lżejszych" przepisach podatkowych jak wymieniona wcześniej Belgia, Holandia czy Irlandia. Najwięcej na wyprowadzaniu pieniędzy tracą Niemcy i Wielka Brytania.
Dość elitarnym rajem podatkowym na terenie Europy jest Księstwo Monako. Tu nie istnieje podatek dochodowy, dlatego średnio co trzeci jego mieszkaniec bądź rezydent jest milionerem. Atrakcyjne warunki podatkowe przyciągają wielu zamożnych biznesmenów czy gwiazdy sportu, jak Lewisa Hamiltona. A warto wspomnieć, że mistrz Formuły 1 zarobił na ściganiu się w 2019 roku 40 milionów brytyjskich funtów (ok. 200 mln zł).
Jednak status rezydenta Monako to dość kosztowna sprawa. Trzeba złożyć w banku depozyt wynoszący minimum 100 tys. euro. Wymagana jest też konieczność posiadania adresu na terenie księstwa.
Tymczasem mały apartament z jedną sypialnią w słonecznym księstwie to koszt co najmniej 1,6 miliona dolarów. Większe mieszkania to wydatek od 2,2 do 22,3 mln dolarów. Penthouse’y kosztują ponad 55 mln dolarów.
Egzotyczne raje podatkowe
Zwłaszcza duże korporacje wyprowadzają swoje zyski poza Europę, aby uniknąć radarów państw Unii Europejskiej. Popularnymi kierunkami są m.in. Kajmany, Brytyjskie Wyspy Dziewicze, Republika Panamy, Bahrajn czy stan Delaware w USA.
Większość z tych krajów jest na tzw. czarnej liście Ministerstwa Finansów. Są to państwa, które w opinii rządu stosują szkodliwą konkurencję podatkową w zakresie podatków CIT i PIT.
Na listę trafiają państwa, które nie udzielają informacji podatkowych innym krajom. Wśród takich rajów podatkowych jest opisywane wcześniej Monako czy Andora oraz Bahrajn. Z kolei takie państwa zapewniają swoim rezydentom podatkowym dużą poufność, na której wielu osobom zależy.
Na tzw. czarnej liście nie znajdziemy m.in. Kajmanów, Bermudów czy Gibraltaru, które współpracują z naszym fiskusem w sprawie wymiany informacji o podatnikach. Ten fakt może odstraszyć wielu inwestorów, którzy chcieliby skorzystać z tamtejszego prawa podatkowego.
Koniec ulgi abolicyjnej
Zmiany w uldze abolicyjnej, które planuje rząd, spowodują, że część Polaków pracujących np. w Norwegii czy Wielkiej Brytanii, ale będących polskimi rezydentami podatkowymi, dopłaci polskiemu fiskusowi różnicę pomiędzy podatkiem zapłaconym w tych krajach a daniną, którą powinni opłacić w Polsce.
Tym samym, jeśli na przykład dany dochód pozyskany za granicą, mieści się w tamtejszej kwocie wolnej od podatku i jest zwolniony z PIT, to w Polsce i tak będzie trzeba opłacić pełną wysokość podatku dochodowego należnego w ojczyźnie. Osoby pracujące w państwach, w których opłacają mniejszy podatek dochodowy, stracą na zmianach proponowanych przez władze.