Reklama.
Takie właśnie wytłumaczenie, przyprawiające o palpitacje serca każdego przedsiębiorcę, który kiedykolwiek miał do czynienia z kosztorysem, zaoferował Sasin w poniedziałek rano w Radiu Plus. Żadnej umowy nie podpisał, pomimo tego, że – jak sam przyznaje – miał "twarde zalecenie" ze strony premiera, aby takowa powstała.
– Nie uchylałem się absolutnie od tego. Tylko żeby jednak podpisać umowę, trzeba wiedzieć na jaką sumę ta umowa ma być podpisana. Do momentu, kiedy poczta nie określiła wszystkich składowych, które kształtowałyby tę sumę, trudno było podpisać umowę – tłumaczył minister aktywów państwowych.
– Zarówno Poczta jak i PWPW działały w oparciu o decyzję, którą wydał premier Mateusz Morawiecki. Ta decyzja miała bardzo mocne umocowanie w prawie – dodał.
Przypomnijmy, że według ustaleń "Gazety Wyborczej", na wybory-widmo wyrzucono znacznie więcej pieniędzy, niż wynikałoby to ze stawek rynkowych. Stawka za usługę kopertowania pakietów wyborczych miała być ok. 6,5 razy większa od normalnej.
Pomimo tego, że praktycznie do ostatniej chwili nie było pewne, czy majowe wybory się odbędą, Sasin stwierdził, że "gdyby wybory odbyły się w terminie konstytucyjnym i te wszystkie działania poczty zostałyby przeprowadzone, umowa byłaby podpisana".
Rekompensata dla Poczty Polskiej
Koniec końców, PiS znalazł sposób jak bez umowy zapłacić poczcie za przygotowania do wyborów. Znalazł się w lipcowej nowelizacji ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu zapewnienia funkcjonowania ochrony zdrowia w związku z epidemią Covid-19.Zapisano w niej, że podmioty, które w związku z przeciwdziałaniem epidemii "zrealizowały polecenie Prezesa Rady Ministrów związane bezpośrednio z przeprowadzeniem wyborów (...) z możliwością głosowania korespondencyjnego" będą mogły wystąpić do Krajowego Biura Wyborczego o jednorazową rekompensatę.
Właśnie w oparciu o tę ustawę Poczta Polska domaga się teraz niemal 70 mln zł za przygotowania do wyborów, które się nie odbyły.